poniedziałek, 4 listopada 2013

1 Pierwszy Dzień Szkoły

Promienie słońca wpadały przez okno, rozświetlając przytulne wnętrze pokoju. Dotarły do młodej postaci leżącej w łóżku. Dziewczyna zmrużyła oczy i powoli je otworzyła. Podniosła się na łokciach i spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej. 
- O cholera jasna!!!- wykrzyknęła. W sekundę znalazła się przy szafie i otworzyła ją z takim impetem że cała jej zawartość znalazła się na podłodze. 'Nie, nie, nie!' powtarzała w myślach. Wygrzebała z bezładnej kupki spodnie i podkoszulek, nałożyła je na siebie i jak błyskawica zbiegła na dół, zabijając się prawie na ostatnim stopniu. Zrobiła sobie śniadanie jedną ręką, drugą rozczesując długie brązowe włosy. Jedząc, spakowała książki, zeszyty i inne rzeczy do swojej torby. Wróciła do pokoju i rozrzuciła wszystko w poszukiwaniu telefonu. Znalazła go pod dywanem, a wstając zauważyła kątem oka w lustrze, że coś jest nie tak z jej wyglądem. Przyjrzała się dokładniej i stwierdziła zaskakujący fakt a mianowicie to że założyła bluzkę na odwrót. 'Teraz to już na pewno będę spóźniona' pomyślała, przebierając koszulkę. Chwyciła za plecak i popędziła do wyjścia. Przebiegła przez długi korytarz i ogródek, dopadła do furtki i z przerażeniem odkryła brak kluczy w kieszeni.
- Emily mnie zabije!- zawróciła, zgarnęła pęk kluczy ze stołu i wybiegła na ulicę. Spojrzała na wyświetlacz telefonu po czym przyśpieszyła i zdążyła akurat na tyle by zobaczyć obły tył autobusu znikający za zakrętem. 'Po prostu świetnie, to mój pierwszy dzień w nowej szkole, na pewno zrobię piorunujące wrażenie' pomyślała i spuściła głowę. Zrezygnowana stanęła na przystanku, rozważając opcje dostania się do uczelni. Już miała zawrócić do domu, gdy poczuła dłoń na ramieniu.
- Cześć Nina. Gotowa? Chyba nie możesz się doczekać, zwykle przychodzisz później.- usłyszała wesoły głos za plecami.
-Emily? Ale co ty tu robisz? Ale autobus... ale ja... czy ty nie powinnaś być w tamtym... dobra... to ja już nic nie rozumiem...- zaskoczona Nina pokręciła głową i wbiła pytające spojrzenie w przyjaciółkę.
- Mamy jeszcze dużo czasu. Lekcje zaczynają się dopiero o 8:50. Nie mów że zapomniałaś?- odpowiedziała śmiejąc się.
- Że co!? To po co ja tak wcześnie wstałam!? Zamartwiam się tu że przegapię pierwszy dzień, a ty dopiero teraz raczysz mi o tym powiedzieć! Ale wczoraj mówiłaś że idziemy na 8. Dlaczego dzisiaj sądzisz inaczej?- spytała dziewczyna już trochę uspokojona. Emily potarła czoło i mruknęła coś pod nosem.
- Co powiedziałaś?
- Yyy... możliwe  że się wczoraj rypnęłam. Zresztą przecież wiesz jaka jestem roztrzepana i...
- Dobra, dobra, nie kończ. Po 8 latach spędzonych w twoim towarzystwie... powiedzmy że zdążyłam się przyzwyczaić.- powiedziała i wyszczerzyła się w stronę koleżanki. Emily odpowiedziała na to szerokim uśmiechem.
-Tak właściwie to co ty na siebie założyłaś?- Nina spojrzała na siebie. Potem na koleżankę ubraną w białą koszulę, zieloną, krótką spódniczkę i kokardę zawiązaną pod szyją.
- O nie! Muszę się przebrać, ale przecież nie zdążę!- krzyknęła spanikowana dziewczyna.
- Zdążysz, tylko się pośpiesz.- zaoponowała niebieskooka.
- A  jak nie!?
- Postaram się go na trochę zatrzymać.
- Jak!?
- Nie wiem, udam że mdleję albo coś.- Emily popędziła brązowowłosą. Dziewczyna ruszyła sprintem i zniknęła za drzewami. Wróciła zgrzana po jakiś pięciu minutach.
- Widzisz udało się.
- Ledwo. Nikomu ani słowa.- powiedziała Nina.
- Ok. Po drodze spotkamy się z Isabelle i Ally. Strasznie się cieszę tak dawno się nie widziałyśmy.- podekscytowana blondwłosa spojrzała na Ninę.
- Oczywiście nie licząc wczoraj, przed wczoraj, przed przed wczoraj i tak dalej.
- Rzeczywiście. Patrz autobus jedzie.- ich środek lokomocji podjechał na przystanek i dziewczyny nie zwlekając wsiadły. W środku panował tłok. Szybko zostały rozdzielone przez napierających ludzi. Emily wylądowała między kobietą trzymającą kaktusa a starszym panem w podniszczonej, skórzanej kurtce który mamrotał coś o klubie zapaśników seniorów. Zielonooka została natomiast zduszona przez trzech podpitych żuli wywalających się na nią na każdym zakręcie. Po dwudziestu minutach jazdy, wysiadły i skierowały swe kroki w stronę machających do nich Alison i Isabelle. W czwórkę obrały za cel gimnazjum Raimona.
- Obawiam się trochę japońskiego. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do Tokio.- powiedziała Ally.
- Nie będzie aż tak źle! Damy sobie radę!- wywrzeszczała Isabelle.
- Może trochę ciszej, co? Robisz więcej hałasu niż stado słoni.
- Sorki, roznosi mnie energia.- dziewczyny szły jeszcze parę minut, aż usłyszały kroki i głośne wykłócanie się za plecami. Obróciły się i zobaczyły trzech chłopców w ich wieku. Środkowy z nich miał czerwone włosy i zielone oczy. Chłopak po jego prawej miał włosy w tym samym kolorze z tą różnicą że jego oczy były żółte. Natomiast ten po lewej błękitne włosy i oczy. Wszyscy byli ubrani w szkolne mundurki i pochylali się nad strzępami papieru. Isabelle jak zwykle się nie pohamowała.
- Hej chłopacy, szukacie czegoś!?- z rozpędu powiedziała to po polsku.- Chętnie po...- nie dane jej jednak było dokończyć, gdyż została dźgnięta w bok przez Alison.
- Może byś się tak przymknęła.- syknęła dziewczyna, gdyby wzrok mógł zabijać czarnowłosa byłaby już martwa. Nieznajomi powoli podnieśli oczy i spojrzeli na przyjaciółki. Nina wyszła z wytłumaczeniem.
- Przepraszamy za koleżankę. Jest dzisiaj trochę nadpobudliwa.
- Nie ma za co. Wiecie może jak dojść do szkoły Raimona?- zielonooki spytał z zakłopotaną miną.
- Tak, wy też tam chodzicie?- odezwała się Emily.
- Od dzisiaj tak, już byśmy tam byli, ale cóż.- wzruszył ramionami.
- Gdyby ktoś nie podarł mapy.- powiedział drugi czerwonowłosy chłopak i z przekąsem spojrzał na ostatniego z nich.
- Gdyby ktoś jej nie zgubił.
- Gdybyś jej nie podarł to bym jej nie zgubił.
- Nie trzeba było nią rzucać.
- Czyli że teraz to moja wina!?
- A co może moja!?
- Przestańcie. Zaraz się spóźnimy.- Alison widząc co się dzieje szybko załagodziła spór.- Może będziemy w tej samej klasie.
- Fajnie by było. Jestem Xavier a to Claude i Bryce. Nie zwracajcie na nich uwagi w końcu przestaną.- powiedział zielonooki i przyjaźnie się uśmiechnął. Przyjaciółki również się przedstawiły a potem w zwiększonej grupie dotarli do szkoły. Zatrzymali się przed bramą i przez chwilę przyglądali symbolowi szkoły. Żółtej błyskawicy na niebieskim tle. Przez wejście przelewały się fale uczniów śpieszących na zajęcia.
- No to idziemy!- wywrzeszczała Isabelle, chwyciła koleżanki i pociągnęła w stronę tłumu. W siódemkę weszli do środka i od razu się zgubili. Przepełniona energią dziewczyna wpadła na Alison i ją pchnęła. Biedna dziewczyna przebiegła z rozpędu parę metrów, nie zdążyła wyhamować i potknęła się o plecaki. Na szczęście lub nie, miała miękkie lądowanie, gdyż upadła na dwójce chłopaków siedzących pod ścianą. Szybko się zreflektowała i skoczyła na równe nogi.
- Przepraszam. Nie chciałam. To bardzo niechcący.- z każdym słowem jej twarz nabierała coraz bardziej czerwonego koloru.
- Nic się nie stało. Jesteście nowi? Nie widziałem was tu wcześniej. Jestem Axel. - powiedział jeden z chłopców i życzliwie się uśmiechnął. Miał kremowe włosy a jego oczy o barwie mlecznej czekolady wpatrywały się badawczo w Ally.
- Mhyhy...- dziewczyna nie mogła wydusić z siebie słowa, czując wwiercające się w nią spojrzenie. Przyjaciółki i nowo poznani koledzy przyglądali się sytuacji z bezpiecznej odległości.
- Tak, koleżanka chwilowo zapomniała jak się mówi. Ale spokojnie przejdzie jej to... Chyba...-Emily wybawiła Alison z opresji.- Może wiesz jak trafić do 101? Trochę zabłądziliśmy.
- Jesteście w drugiej B?- z ziemi podniósł się drugi z nich.
- Tak- powiedział Xavier.
- Ale ekstra! Jesteśmy w tej samej klasie.- powiedział brunet podekscytowanym głosem.- A skoro tak to miło mi was poznać! Jestem Mark Evans kapitan szkolnej drużyny piłki nożnej! Lubicie piłkę prawda? Ja ją kocham! Może przyjdziecie dzisiaj na trening popatrzeć jak gramy?- mówił z zapałem dalej, niewzruszony siódemką par oczu wlepionych w niego i śledzących każdy ruch jego ust. Przerwał swój monolog dopiero gdy przyjaciel potrząsnął jego ramieniem. Potem oboje obserwowali powolny opad szczęk nowych uczniów.
- Co się wam stało? Powiedziałem coś nie tak?- Mark z dziwnym uczuciem, że właśnie teraz zaczyna się coś czego nie rozumiał a co bardzo namiesza w jego życiu i zespole niecierpliwie przestępował z nogi na nogę.
- Macie tu szkolną drużynę!?- wykrzyknął chór głosów.
-Oczywiście że tak! Jesteśmy najlepsi w Japonii!- wydarł się brunet i przybił piątkę z Axelem.
- Przyjmiecie nas co? Przyjmiecie prawda?- cztery dziewczyny wpatrywały się w Marka oczami kota ze Shreka.
- Co? Przyjąć was? Gracie!? To świetnie! Oczywiście że was przyjmiemy! Chodźmy na trening! Zagramy razem! Na pewno jesteście dobrzy! Reszta drużyny was polubi!- rozentuzjazmowany chłopak ruszył w stronę wyjścia i zatrzymał się przy drzwiach patrząc wyczekująco na resztę.
- Ale teraz mamy iść?
- No jasne czemu nie?
- A co z lekcjami nie pójdziemy na nie?- spytali zbici z tropu nowi uczniowie.
- Lekcje?- Mark z wyrazem skupienia na twarzy zastanawiał się chwilę a potem wyraźnie posmutniał- Rzeczywiście, chyba by się przydało.
- Czy ten facet tak zawsze?- Claude nachylił się konspiracyjnie w stronę Axela.
- Tak co drugi dzień. Przyzwyczaicie się z czasem.- odpowiedział chłopak w ten sam sposób. Dalszą rozmowę przerwał dzwonek i pojawienie się nauczyciela. Cała klasa weszła do sali. Uczniowie powoli zajmowali swoje miejsca. Przed tablicą została tylko siódemka. Profesor a jednocześnie wychowawca przywitał się z klasą i podszedł do nowych.
- To nowi uczniowie. Od dzisiaj będą chodzić do naszej klasy - wskazał na nich dłonią - Alison Midnight, Isabelle Wilde, Emily Rose, Nina Black, Bryce Withingale, Claude Beaucons, Xavier Foster... zaraz, zaraz kogoś mi brakuje powinno być was ośmiu- właśnie gdy to mówił drzwi otworzyły się z hukiem i odbiły od ściany.
- Jestem. - wydyszał chłopak w okularach wpadając do środka.
- Spóźniony. - stwierdził oczywistość biolog.
- Ja też. - odpowiedział dziwny koleś.
- Pan to zapewne Digory Nelson, widzę że ma pan poczucie humoru. Dzisiaj ci daruję ,byleby to się nie powtórzyło.- pogroził mu palcem i obrócił się po dziennik. Nowo przybyły zrobił groźną minę i idealnie powtórzył gesty i zachowanie profesora. Klasa wybuchła śmiechem a nauczyciel wyprostował się jak struna i zgromił ją spojrzeniem. Przelotnie przyjrzał się uczniom nadal stojącym pod tablicą i na dłużej zawiesił swój wzrok na Digorym w dalszym ciągu stojącym przy drzwiach z miną w stylu "Co złego to nie ja". Odwrócił się z powrotem w stronę klasy. Tyłem do tablicy.
- Co was tak rozśmieszyło?- zapytał lekko poirytowany. Za jego plecami Digory powtarzał wszystko po nim. Salę zalał wybuch niepohamowanego śmiechu. Nauczyciel z uczuciem że coś jest bardzo nie halo znów obejrzał się za siebie. Nie zobaczył nic mogłoby rozbawić klasę. Zdenerwowany obrócił się z powrotem.
- Jeśli ktoś jeszcze raz się zaśmieje to wpiszę uwagę całej klasie.- powiedział poważnym tonem. Chłopak w okularach dalej kontynuował swoje przedstawienie za plecami niczego nie świadomego nauczyciela. Większość klasy zamilkła choć niektórym przyszło to z trudem. Bobby z Ericiem w jednej ławce zatkali sobie nawzajem usta dłonią. Silvia tłumiła chichot skryta za podręcznikiem. Kevin przygryzał wargi. Nathan wyglądałby jako tako gdyby nie wielki banan na twarzy. Willy wpatrywał się w nauczyciela jak w obrazek. Jedynie Axel i Jude zachowali powagę, zdradzały ich tylko drgające kąciki ust bezwiednie unoszące się do góry. W końcu jednak każdemu udało się opanować.
- No nareszcie. Powinniście brać przykład z pana Evansa podczas gdy wy się wygłupiacie, on uczy się studiując zaciekle zeszyt i zdobywa wiedzę.- nauczyciel już trochę ochłonął i kontynuował dalej swoją wypowiedź- Prawda panie Evans?- powiedział. Mark zachowywał się jakby go nie słyszał.- Panie Evans!- powtórzył już trochę głośniej. Nadal zero reakcji.- Panie Evans!!!- powtórzył jeszcze raz teraz już krzycząc. Chłopak zerwał się z krzesła jak oparzony prawie przewracając ławkę.
- Jestem!
- To ja widzę. Chciałbym cię pochwalić za taką pilną naukę.- Mark który jako jedyny nie zarejestrował niczego co się działo po przywitaniu, gdyż zajęty był kartkowaniem notesu dziadka w poszukiwaniu nowych, supersilnych technik hissatsu. Kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi z głupią miną wlepiał oczy w profesora.
- No Mark, pokaż no czego tak zawzięcie się uczyłeś- chłopak który w dalszym ciągu nie rozumiał nic z tego co nauczyciel do niego mówi, ale wywnioskował że jeśli jeszcze trochę się zbliży to zobaczy bezcenny zeszyt z bazgrołami. Nina przyglądała się Markowi ,który z każdym krokiem nauczyciela wyglądał na coraz bardziej przerażonego.
- Proszę pana mam pytanie!- szybko zareagowała dziewczyna. Nauczyciel jakby zrezygnował z męczenia brązowowłosego i podszedł do nowych. Chłopak wyszeptał bezgłośne dziękuje.
- Słucham, o co byś chciała zapytać?
- Właściwie to...- dziewczyna myśląc o tym jak pomóc Markowi totalnie tego nie przewidziała.
- Ona chciała spytać gdzie mamy usiąść.- Xavier posłał Ninie znaczące spojrzenie- prawda Nina?
- Tak, tak miałam to już na końcu języka, ale mnie uprzedziłeś.
- Dobrze poczekajcie zaraz przydzielę wam jakieś miejsca.- profesor chwilę się zastanawiał. W końcu Ally usiadła z Isabelle, Nina z Emily, Bryce z Claudem, Xavier z Markiem a Digory wylądował w ławce z Willym. Dalsza część lekcji przebiegała już normalnie (o ile lekcje w gimnazjum mogą być normalne). Po ostatnim dzwonku zespół Raimona zebrał się w domku klubowym.
- A to kto?- zapytał się Todd wskazując na nowych. Mark wytłumaczył pierwszorocznym i całej drużynie o zamiarze przyjęcia ich do drużyny. Większość zareagowała z entuzjazmem, nieliczni nie byli do tego przekonani. Natomiast Kevin nie zamierzał ukrywać niechęci.
- Przykro mi ale do drużyny przyjmujemy tylko najlepszych.- Kevin uśmiechnął się z wyższością.
- Sądzisz że jesteś od nas lepszy?
- Nie inaczej. Niestety nie przyjmiemy was.
- Bo co!?
- Bo jesteście dziewczynami.- odpowiedział kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Zaraz ci przyleję! Jeszcze raz mnie nazwiesz dziewczyną to będziesz martwy!- Claude zacisnął dłonie w pięści i ruszył na Kevina. Ten drugi nie zamierzał odpuścić, podwinął rękawy i stanął naprzeciw czerwonowłosego. Gdyby nie interwencja zebranych w domku zapewne skończyłoby się to siniakami i przelaną krwią. Kevina dodusili do ziemi Axel, Mark, Jude i Eric. Choć miał ograniczone pole manewru, rzucał się i kopał tak że nawet z pomocą Bobbiego cudem go utrzymywali. Claude znalazł się w mocnym uścisku Bryca i Xaviera. Szamotaniną osiągnął w końcu to że wywalił się i pociągnął za sobą swoich przyjaciół. Axela pozbawił tchu mocny cios wymierzony w jego brzuch. Właśnie w tej sytuacji zastała drużynę córka przewodniczącego szkoły.
- Co tu się wyrabia!? Przestańcie w tej chwili!- jej ostry głos przeszył wszystkich na wylot. Głowy zawodników zwróciły się ku drzwiom. Wkurzona Nelly piorunowała piłkarzy wzrokiem. Cały zespół w przyśpieszonym tempie stanął na baczność.
- No nareszcie. Nie powinniście być na treningu? To że wygraliście Strefę Footballu nie oznacza że możecie teraz wszystko zaprzepaścić i narazić naszą szkołę na utratę dobrego mienia.
- My właśnie się wybieraliśmy na boisku.- powiedział Bobby.
- Czyżby?- zapytała z ironią.
- Oczywiście! Chodźcie wszyscy! Zagrajmy razem!- krzyknął Mark z szczerym entuzjazmem. Wybiegł na zewnątrz a za nim cała drużyna. Jedynie Axel i Jude poszli spokojnym spokojnym krokiem. Na początku wszyscy przebiegli parę okrążeń wokół boiska a potem się rozgrzali.
- Dobra! Zrobimy tak, obrońcy zajmą swoje pozycje, ja stanę na bramce i spróbujecie mi strzelić.- cały zespół zastosował się do poleceń Marka. Przed piłką ustawili się Jude, Axel i Eric, technika łatwa do przewidzenia. Mark bez problemu złapał futbolówkę Boską Ręką zatrzymując Królewskiego Pingwina. Następny był Kevin, ruszył do przodu zbliżył się do Bobbiego i przymierzył do strzału, ale jego noga natrafiła na pustkę. Zaskoczony położył nogę i rozejrzał się . Wzrokiem natrafił na Bobbiego który szeroko się uśmiechał, trzymając piłkę pod nogą. Kevin ruszył by odebrać mu piłkę i po pewnym czasie wygrał starcie. Mocno kopnął piłkę Smoczym Ciosem w stronę bramkarza. Kapitan użył Ognistej Pięści i po paru uderzeniach trzymał piłkę w rękach. Kevin zacisnął zęby ale zaraz potem przypomniał sobie jak trudno strzelić Markowi i uznał że jeśli mu się nie udało to nowym też na pewno się nie uda, jeśli w ogóle będą w stanie przejść obronę. Każdy po kolei strzelał na bramkę Marka ale nikomu nie udało się umieścić piłki w siatce. W końcu przyszła kolej na kandydatów do drużyny. Claude przeturlał piłkę pod nogą i posłał wyzywające spojrzenie Kevinowi. Podbił piłkę do góry i wyskoczył za nią. Wzbił się na jakieś cztery metry i przeleciał nad głową osłupiałego Nathana. Jack użył Muru by go zatrzymać. Czerwonowłosy ponownie uderzył w piłkę którą otoczyły płomienie. Bez problemu rozbił obronę Jacka i Bobbiego. Znów wybił futbolówkę i wyskoczył jeszcze wyżej niż poprzednio. Otoczyły go szkarłatne płomienie i mocno kopnął piłkę używając hissatsu. Mark użył Ręki Majina ale nie był w stanie zatrzymać strzału. Claude lekko wylądował na ziemi i obrócił się w stronę zamurowanych graczy. Pomyślał że śmiesznie wyglądają z otwartymi ustami i oczami wychodzącymi z orbit.
- I co? Podobało się?- powiedział z satysfakcją przyglądając się Kevinowi który wyglądał jakby ktoś mu powiedział że nauczyciel biologi jest kosmitą. W tym momencie Mark zerwał się z wrzaskiem z ziemi.
- To było genialne! Co to było! Ta moc! Jeszcze czuję jak moje ręce drżą...
- To była Atomowa Flara.- odezwał się Xavier podchodząc do nich razem z Brycem.
- Dobra teraz wy... jestem pewny że wy też jesteście wspaniali!- wykrzyknął podniecony Mark. Do piłki podszedł Bryce.
- I po coś to zrobił! Mieliśmy się nie rzucać w oczy!- po drodze wysyczał Claudowi wprost do ucha. Reszta drużyny nadal stała jak zaczarowana i wlepiała gały w trójkę chłopaków na środku boiska. 'Super! Claude znowu zachowuje się jak półgłówek i znowu wpakuje nas w kłopoty! Wrr... i co ja mam niby teraz zrobić... Z jednej strony najchętniej zrobiłbym to samo co Claude ale z drugiej strony może to zagrozić życiu naszemu i Jordana...' niebieskowłosy chłopak toczył wewnętrzną walkę ze samym sobą aż coś w nim pękło. 'Chyba właśnie zwariowałem..' pomyślał unosząc się już w powietrzu i uderzając w piłkę swoim najsilniejszym hissatsu. Północne Uderzenie z łatwością przebiło się przez obronę Marka a po wpadnięciu do bramki jeszcze przez jakiś czas napierało na siatkę. Zabrzmiały okrzyki ekscytacji i zachwytu. Bryce przeleciał wzrokiem po członkach zespołu na dłużej zatrzymując go na kandydatkach do drużyny. Skądś je znał. Ale skąd? Widział je już wcześniej, tego był pewny ale gdzie? W mieście? Na urodzinach Melisy? W gazecie? Żadna z tych opcji nie wydawała mu się prawdą, trudno przypomni sobie kiedy indziej, teraz mógł myśleć tylko o jednym. Stracił zainteresowanie wszystkim wokół kiedy uświadomił sobie co właśnie zrobił.  'No to mamy przerąbane' pomyślał.
- Xavier teraz ty! Jesteście wspaniałymi graczami! Gdzie wyście się schowali jak odbywała się Strefa Footballu!?- wywrzeszczał Mark wyglądający jakby miał zaraz eksplodować.
- Może niech dziewczyny teraz postrzelają. Muszę zamienić słówko z kolegami.- odpowiedział czerwonowłosy spoglądając wymownie na Bryca i Clauda. Odszedł razem z nimi na bok i ożywczo dyskutował wymachując rękami. Do piłki na którą nikt nie zwracał uwagi podeszła Isabelle.
- Teraz jaaaaaaa!!!- krzyknęła tak że osobom stojącym najbliżej zadudniło w uszach.
- Dobra ale mów ciszej bo pozbawisz przytomności zawodników jeszcze zanim z nimi zagramy.- powiedziała Alison masując obolałe ucho. Mark ustawił się na bramce a Kevin znów przybrał minę w stylu ,,Ja i tak jestem lepszy". Dziewczyna przypatrywała się piłce jakby zastanawiała się jak ją kopnąć na co różowowłosy uśmiechnął się jeszcze szerzej. W końcu kopnęła piłkę muskając tylko jej bok. Futbolówka w żółwim tempie leciała w stronę bramki lekko kręcąc się wokół własnej osi, kapitan drużyny bez wysiłku złapał ją przesuwając się odrobinę w prawo.  Niespodziewanie piłka przyśpieszyła, wyrwała się z rąk Marka i trzasnęła go w środek twarzy. Chłopak wleciał do bramki razem z piłką. Brązowowłosy chwiejnie wstając na nogi dmuchał na przetarte rękawice z których unosiły się obłoczki dymu.
- Auć...- Mark podniósł wzrok na Isabelle która z wyrazem triumfu uśmiechała się do graczy. Dalszą wypowiedź Marka zagłuszyły odgłosy zaskoczenia dochodzące ze wszystkich stron. Nina podeszła do piłki przybijając po drodze piątkę z Isabelle. Mark po poprzednich strzałach był gotowy na wszystko. Przyglądał się jej z wyczekiwaniem, nagle brązowowłosa wykonała ruch nogą a po chwili z powrotem ją położyła. Chłopak poczuł podmuch po jego lewej stronie. Coś mu nie pasowało, dziewczyna nie miała już piłki. Gdzie ona zniknęła? Przez głowę przebiegła mu pewna myśl. Szybko się odwrócił i zamarł widząc piłkę leżącą w bramce.
- Jak ty to...- nie dane mu było jednak skończyć gdyż wyskoczyła przed nim postać Alison która już sięgała po futbolówkę. Czarnowłosa ustawiła się przed Markiem i kopnęła mocno podkręconą piłkę która zaczęła zmieniać co chwilę kierunek lotu. Zdezorientowany chłopak tylko wpatrywał się w biało czarny przedmiot nie potrafiąc przewidzieć w którą stronę skręci. Mark rzucił się w prawo ale gdy już, już miał złapać piłkę ta skręciła w lewo i po łuku wpadła do bramki. Zaskoczony posłał spojrzenie Alison i podał jej piłkę. W międzyczasie trójka przyjaciół przestała rozmawiać teraz tylko stali i zaciekawieni przyglądali się dziewczynom. Natomiast Bryce nadal nie mógł sobie przypomnieć skąd je zna, chociaż był pewien że już je gdzieś widział. Do piłki podeszła Emily przymierzyła się do strzału... i strzeliła prosto w poprzeczkę bramki po drugiej stronie boiska. Piłka odbiła się od niej i wleciała w pobliskie krzaki. Właśnie gdy zawodnicy Raimona ruszyli by ja przynieść, wyleciała ona z nich po drodze uderzając w drzewo. Minęła Marka, uderzyła w słupek i wpadła do bramki. Błękitnowłosy widząc ten strzał momentalnie przypomniał sobie skąd je zna. 'Przecież one są z drużyny Białych Orłów! Co one robią w Japonii!? I dlaczego chcą się dostać do Raimona!? Przecież ich drużyna nadal ma wielkie szanse na zostanie narodową reprezentacją! Ostatni raz widział ten strzał podczas eliminacji mistrzostw Europy w zeszłym roku! Fakt nie ważne ile razy blondwłosa dziewczyna to robiła za każdym razem potrafiła tym rozbić obronę przeciwników! Z resztą umiejętności tych dziewczyn na pewno były większe niż większości tu zebranych!' Bryce oczyma wyobraźni widział ich popisowy strzał, wtedy był nie dokończony a mimo to rozłożył drużynę rywali na łopatki. Chłopak chwilowo porzucił te rozważania bo wokół zapanowało zamieszanie. Wszyscy gracze i menadżerki skupili się blisko nowych i z zapałem dyskutowali o ich strzałach. Nagle usłyszeli uderzenie gdzieś z boku i zauważyli piłkę z zawrotną prędkością zmierzającą w ich stronę. Potem stało się coś  czego nikt nie zdążył zobaczyć. Piłka zatrzymała się przed twarzą przestraszonej Celii. Przed nią stał Xavier który odbił futbolówkę w stronę z której nadleciała. Wszyscy zamarli zdezorientowani aż usłyszeli złośliwy głos za plecami.
- Przyszedłem zobaczyć jak nisko upadliście. Wiecie co przekroczyliście moje oczekiwania, żeby zniżyć się do waszego poziomu musiałbym się schylić a nie bardzo mi się chce więc pozwólcie że będę mówił z góry. Wiedziałem że jesteście beznadziejni ale nie spodziewałem się że aż tak żeby przyjmować dziewczyny do zespołu...- chłopak kontynuował swoją wypowiedź a przyjaciółki przyglądały mu się z niepewnymi minami.
- CO TO ZA PAJAC!?- wykrzyknęła Isabelle z furią w głosie. Tak się niestety złożyło że zrobiła to wprost do ucha niczego nie spodziewającego się Nathana, który z wrażenia aż podskoczył i potykając się o własne nogi wyglebał się prosto pod nogi niechcianego gościa, na co ten tylko z wyższością się uśmiechnął a potem spojrzał z nienawiścią na Marka.
- W tym roku was zmiażdżymy, możecie się od razu poddać ale ciebie i tak zetrzemy w proch.- powiedział długowłosy chłopak głosem ociekającym jadem i wycelował palcem prosto w pierś Marka.
- Ty! Gdybyś zapomniał to właśnie Raimon pokonał was ostatnio! Czego ty tu w ogóle szukasz!? Lepiej się wynoś!- Kevin ruszył do ataku ale szybko został z powrotem zepchnięty do obrony.
- Ty siedziałeś wtedy na ławce! To my cię wtedy pokonaliśmy. Nie mogłeś sprostać sile Zeusa. Jesteśmy silniejsi niż zwykli ludzie, nie to co wy.- obok niego znikąd pojawili się dwaj mocno zbudowani chłopacy. Obie strony wyraźnie szykowały się do bijatyki, długowłosy przezornie trzymał się z daleka osłaniany przez dwóch osiłków.
- Ale to my wtedy wygraliśmy! I co z tego że to dziewczyny!? Każda z nich jest lepsza od ciebie! One nie oszukują tak podstępnie jak wy!- teraz nerwy puściły pozostałym zawodnikom,  wykrzykiwali nieprzychylne słowa pod adresem Liceum Zeusa.
- Wygraliście przypadkiem! Głupi zawsze mają szczęście, ale nie tym razem!- nie wiadomo czym by się to skończyło gdyby nie wkroczyła Nelly. Głosem nieznoszącym sprzeciwu kazała odejść im z terenu szkoły. O dziwo kapitan Zeusa tylko wzruszył ramionami i skinął na swoich goryli. Oboje zniknęli tak samo jak się pojawili a blondwłosy chłopak uniósł rękę nad głowę i pstryknął palcami. Czas jakby zwolnił a on spokojnym krokiem oddalił się od boiska. Będąc już przed szkolną bramą ponownie pstryknął palcami a wszystko z powrotem zaczęło się ruszać. Po czym wsiadł do czarnego samochodu stojącego w poprzek ulicy. Tymczasem na boisku emocje powoli opadały. Nadal wnerwiona Isabelle wyładowywała swoją złość na bezbronnym Nathanie, wykrzykiwała coś o zemście zielonych krów (wyobraźcie sobie płomienie w jej oczach), tak że osoby stojące najbliżej zaczęły obawiać się o swoje życie. Na szczęście do akcji wkroczyła Alison i uspokoiła dziewczynę uważając by nie dostać przez przypadek ręką którą ta druga cały czas wymachiwała.
- Kto to był?- spytały się trochę rozważniej Nina i Emily (z oczywistych względów nie mogła tego zrobić Alison).
- To Byron Love kapitan Liceum Zeusa i jednocześnie ich napastnik- wyjaśnił Jude ze zmartwioną miną- musi mieć jakiś powód żeby tu przychodzić...
- A nie mógł przyjść tak sobie? Chyba musi być zły że pokonaliście ich w zeszłym roku. Więc przyszedł wam podogryzać.
- Nie raczej nie. Jeśli nawet po to przyszedł, to jego groźby są prawdziwe. Liceum Zeusa w poprzednim roku używało boskiej wody żeby się wzmocnić. Niestety nie wiemy jaki mają plan. Ale jedno jest pewne, nie będzie to nic zgodnego z zasadami fair play. Po za tym ich trenerem jest Rey Dark.
- Czekaj, czekaj... ten Dark? Ten który chce zniszczyć piłkę? On tu jest?- cztery przyjaciółki spojrzały na Juda.
- Tak. Ale skąd wy go znacie?
- Chyba mamy sobie dużo do powiedzenia- dziewczyny posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia- ale możemy o tym pogadać później? Mamy w związku z tym parę rzeczy do załatwienia...
- Ok...
- A teraz razem zagrajmy!- Mark mimo wszystko nie stracił optymizmu.
- Emm... Mark nie uważasz że jest na to już trochę za późno?- powiedziała Sylvia wskazując na słońce powoli zmierzające ku zachodowi.
- Rzeczywiście... Dobra! W takim razie widzimy się jutro! Spróbujemy się zgrać z nowymi członkami.- po przemowie kapitana członkowie drużyny rozeszli się w swoje strony.


***
Axel jak zwykle po szkole i treningu ruszył do szpitala. Po drodze rozmyślał o wydarzeniach dzisiejszego dnia. W szkole wpadła na niego ta nowa czarnowłosa dziewczyna, skądś ją kojarzył ale nie do końca wiedział skąd. Chłopak wszedł do szpitala i poszedł korytarzem który przemierzał każdego dnia. Stanął przed drzwiami i spojrzał na tabliczkę ,,Julia Blaze". Za każdym razem gdy tu przychodził miał nadzieję że jego młodsza siostrzyczka się obudzi i będzie na niego czekała albo rysowała co tak lubiła, ale jak na razie za każdym razem się zawodził. Otworzył drzwi i spojrzał na malutką dziewczynkę spokojnie śpiącą z brązowymi włosami rozsypanymi wokół poduszki. Westchnął, wszedł do środka i usiadł na krześle. Pogłaskał Julię po główce, przez chwilę wydawało mu się że uśmiechnęła się do niego ale okazało się że dziewczynka śmiała się przez sen. 'Musisz mieć piękny sen...' pomyślał.
- Wiesz Julio, dużo się dzisiaj wydarzyło... mamy nowe osoby w drużynie, są bardzo dobre... szkoda że nie mogłaś zobaczyć ich strzałów na pewno by ci się spodobało... zawsze kochałaś przyglądać się meczom... pierwszy raz w historii szkoły dołączyły też cztery dziewczyny... polubiłabyś je, wydają się sympatyczne... Alison ma błyszczące, długie, czarne włosy... tak wyobrażałaś sobie księżniczki, prawda? Ona jest miła i wesoła mogłabyś się z nią bawić całymi godzinami, wiesz?- Axel siedział jeszcze przez dłuższy czas w szpitalnej sali, opowiadając swojej siostrze o drużynie, kolegach, meczach i tym podobnych rzeczach, a na koniec pocałował swoją siostrę w czoło i odgarnął jej włosy z twarzy, po czym wyszedł. Za drzwiami pokoju zadzwonił jego telefon.
- Cześć.- rzucił krótko do słuchawki, chwilę nasłuchiwał odpowiedzi z drugiej strony- Ok. Wieczorem przy boisku nad rzeką. Będę czekał.- schował telefon do kieszeni i poszedł w stronę windy.
*** 
  Nathan od progu został zaatakowany przez swojego młodszego brata.
- Co dzisiaj robiliście? Weźmiesz mnie ze sobą na trening? Opowiedz mi jeszcze raz o tym meczu!- niebieskowłosy chłopiec podobny do Nathana nie zamierzał szybko dać za wygraną i przepuścić go przez drzwi.
- Aaa... nic ciekawego, poznałem w szkole taką jedną wariatkę a poza tym to nic nowego...- Nathan szybko zbył małego i zwinnie go wyminął po czym wparował do swojego pokoju i od razu zauważył że coś jest nie tak. W miejscu gdzie powinna stać szafka nocna, stało coś różowego co w żadnym wypadku nie mogło być jego szafką nocną. 
- Eee... Charlie możesz tu na chwilę przyjść.- zawołał w stronę korytarza. 
- Jednak mi opowiesz!? To fajnie!
- Nie... to znaczy tak... ale za chwilę- niebieskowłosy wskazał ręką na różowy przedmiot- Co to jest? Skąd to się wzięło? I gdzie wcięło moją szafkę?
- Nie wiem. Skąd miałbym...- zaczął Charlie
- Nathan podoba ci się prawda? Cały dzień ją wybierałam. Piękny kolor prawda?- starsza siostra obrońcy Raimona weszła do pokoju i teraz szczerzyła się do niego, Nathanowi nie wiedzieć czemu przypomniał się film ,,Szczęki''.
- Nagisa coś ty zrobiła z moją szafką?
- Tym starym gratem? Wyrzuciłam ją, a co?- Nathan w geście kompletnego załamania nerwowego walnął głową w ścianę.
- Jak to ktoś zobaczy...- wymamrotał pod nosem- Już widzę ich miny. Isabelle nie da mi spokoju do końca życia albo i dłużej...
***
Dwóch chłopaków szło opustoszałą o tej porze ulicą.
- Widziałeś jego minę? Jak następnym razem będzie chciał ze mną konkurować to się zastanowi. Jego mina była genialna, zupełnie jakby zobaczył ducha. Hej Bryce słuchasz mnie chociaż?- Claude spojrzał na kolegę który wyglądał jakby bujał w obłokach. Postanowił sprawdzić ile z tego co mówi dociera do błękitnookiego.- No a potem kupimy fajerwerki i samochód. Polecimy na Marsa i znajdziemy jakieś pastwiska dla zielonych krów Isabelle. Prawda?
- Tak, tak.
- No nie! Ty mnie wcale nie słuchasz, a nawijam do ciebie od jakiś dziesięciu minut!
- Co? Mówiłeś coś do mnie?- zaskoczony chłopak obrócił się w stronę Clauda.
- Nie wiesz co mówiłem do siebie. O czym ty tak myślałeś?
- Pamiętasz te nowe dziewczyny ze szkoły?- powiedział Bryce.
- Oczywiście że pamiętam. Sugerujesz że mam amnezję czy że moja pamięć jest tak zła ,że nie pamiętam co stało się niecałą godzinę temu?
- One są z Białych Orłów, dlatego wydawało mi się że je znam.- Claude otworzył szerzej oczy ze zdumienia.
- Niechętnie to mówię ale chyba masz rację.
- Znajdźmy Xaviera.- powiedzieli równocześnie i spojrzeli na siebie.
- No nie znowu się zaczyna.- westchnęli i ruszyli na poszukiwania.
***
 - Xene...- usłyszał ochrypły głos w słuchawce telefonu, pod którego wpływem ścięła mu się krew z żyłach- mieliście nie rzucać się w oczy... obiecaliście mi to...- dalszą część wypowiedzi zagłuszył atak kaszlu- będziecie przez to narażeni.
- Ja... wiem o tym ale... nie możesz nam tego zakazać- odpowiedział wystraszony chłopak.
- Mogę bardzo dużo... a ty dobrze o tym wiesz... możecie tam zostać, potraktuj to jako akt łaski- groźba wyczuwalna w jego głosie zadudniła Xavierowi w uszach.
- Proszę nie rób mu krzywdy...
- Mój drogi Xene wiesz co powinieneś robić... przekaż moją wiadomość Gazellowi i Burnowi... co do niego... jeżeli będziecie cicho nic mu nie będzie... postarajcie się...- powiedział mężczyzna oschłym tonem- Żegnaj, dotrzymajcie obietnicy.
- Zaczekaj!- krzyknął chłopak ale odpowiedział mu tylko sygnał przerwanego połączenia. Xavier schował trzęsącą się dłonią telefon do kieszeni. Potem tylko stał a po jego policzkach spływały gorące łzy. Usiadł na ławce, objął rękoma kolana i zaczął wpatrywać się w horyzont. Przez ten czas słońce zdążyło się schować za dachami budynków i koronami drzew. Siedział tak aż usłyszał kroki za plecami. Szybko się odwrócił.
- To tylko wy...- powiedział urywanym głosem po szarpiących nim emocjach.
- Xavier co ci się stało?
- Telefon od mistrza.- po tych słowach miny jego roześmianych przyjaciół zrzedły.
- Czego chciał?- Claude i Bryce nie zwracali już nawet uwagi na to że mówią razem. Xavier streścił im rozmowę z mistrzem, po czym cała trójka zaczęła cicho rozmawiać.

***    
Przyjaciółki wracały ze szkoły po rozmowie z Nelly, po drodze zastanawiając się czego potrzebują żeby upiec ciasto u Niny, aż natknęły się na swoich kolegów.
- Hej, co się wam stało? Wyglądacie na strasznie przygnębionych.
- To nic takiego.
- Właśnie widzimy. Gdyby to był nic to nie bylibyście tacy smutni. To może jednak nam powiecie?
- To naprawdę nic takiego.
- Akurat. Bo jeszcze wam uwierzymy.- dziewczyny nie zamierzały dać za wygraną, ale chwilowo musiały ustąpić bo z oddali ktoś wołał pomocy. Wszyscy zerwali się do biegu i po kilku uliczkach zauważyli Digorego którego dwójka wyrostków wsadzała na drzewo.
- Ej! Wy tam! Zostawcie go!- chłopacy obrócili się gotowi do bójki ale kiedy zobaczyli rozwrzeszczaną hałastrę pędzącą na nich, szybko oszacowali szanse na wygraną i straty własne, po czym w zadziwiającym tempie się oddalili.
- Ściągnijcie mnie stąd!- Digory zdecydowanie nie czuł się zbyt pewnie trzymając się gałęzi.
- Dobra. Zrobimy tak. Podsadzimy Alison bo jest najlżejsza- powiedział Xavier- i wtedy pomożesz mu zejść- dokończył patrząc na czarnowłosą.
- Ale ja nie mogę mam mini.- chłopacy spojrzeli na krótkie spódniczki mundurków szkolnych.
- OK. Zmiana planu.- Xavier westchnął- Podsadzimy Bryca.
- Przestańcie gadać i mnie ściągnijcie!
- Cicho bądź ,bo cię tam zostawimy!- postąpili według planu i wszystko skończyłoby się dobrze gdyby Digory nie spanikował i nie zrzucił siebie i Bryca z drzewa. Na szczęście wylądowali na Claudzie co temu ostatniemu nie bardzo się spodobało.
- Złaźcie! Ale już! Co ja poduszka żeby się na mnie kłaść?
- Już,już!- Digory zerwał się jak oparzony i stanął prosto na ręce czerwonowłosego. Claude jednym susem znalazł się za Emily.
- Nawet nie próbuj do mnie podchodzić.- wycelował oskarżycielsko palec w chłopaka w okularach a potem rozmasował obolałą rękę.
- Skoro kryzys zażegnany to może nam powiecie, o co wtedy chodziło?- powiedziała Nina.
- Już wam mówiliśmy że to nic takiego.
- Ale...- zaczęła Emily, zamilkła jednak bo znikąd pojawiła się czarna mgła a po chwili znikła tak samo jak się pojawiła.
 - Eee... udajemy że tego nie widziałyśmy dobra?- powiedziała Nina.
- Zniknęli!- krzyknęła Alison.
- Kto!? Gdzie!?- Digory nie powrócił jeszcze do normalnego stanu po upadku z drzewa.
- Alison to jest trochę dziwne...- Isabelle odezwała się jakoś tak nie po swojemu.
- Uznajmy że to chwilowa anomalia pogodowa.- powiedziała Nina.
- Słusznie. Zastanowimy się nad tym później a teraz idziemy do sklepu. Miałyśmy przecież świętować dostanie się do drużyny.- rzuciła Emily i cała czwórka ruszyła w stronę domu Niny ,żegnając się z Digorym.

***
Śledził ją od samego rana a ona jak na złość nie odłączyła się ani razu od przyjaciółek. Złamała mu serce nie mógł myśleć o niczym innym niż o zemście. 'Ona jeszcze do mnie wróci i zapłaci za to co mi zrobiła' powtarzał jak mantrę. Szedł za nimi aż do domu Niny, schował się w cieniu drzewa i patrzył jak wchodziły do środka.
- Jeszcze wrócisz kochanie... już niedługo- powiedział pod nosem. Nina ostatni raz przyglądnęła się ulicy zanim zamknęła drzwi. W chłodny wrześniowy dzień była ona opustoszała, oprócz sylwetki chłopaka oddalającej się pośpiesznie nie było tam nikogo.


*** 
Dziewczyny weszły do kuchni i od razu zaczęły wyciągać składniki na ciasto. Postawiły na środku stołu wielką michę.
- Świetnie, skoro mamy wszystko to bierzmy się do roboty.- powiedziała Alison.
- Łiii! Ciasto!- wykrzyknęła Isabelle. Alison wsypała do miski mąkę i dodała jajka.
- Nie mamy cukru.- powiedziała Emily.
- W takim razie chodź, pójdziemy do sklepu- odpowiedziała Nina po czym będąc już w drzwiach dodała- Alison pilnuj Isabelle!
- Postaram się!- odkrzyknęła dziewczyna- Teraz powinnyśmy dodać cukier waniliowy. Ja po niego pójdę a ty tu zostań i nic nie ruszaj.
- Chyba nie dałyśmy jeszcze cukru.- mruknęła Isabelle pod nosem gdy czarnowłosa poszła. Otworzyła szafkę i wyciągnęła paczkę cukru ( a przynajmniej tak się jej wydawało). 'Ciekawe ile powinnam tego wsypać'. ' A co tam'- pomyślała i wsypała całą paczkę. Po chwili wróciła Alison i rozmieszała ciasto. W międzyczasie do kuchni weszły dwie pozostałe dziewczyny z cukrem.
- Isabelle wsyp cukier a my pójdziemy na chwilę na górę.- powiedziała Emily. Niebieskooka zastosowała się do polecenia i wsypała pół paczki cukru.
- Isabelle możesz tu na chwilę przyjść!?- dobiegło ją wołanie z piętra.
- Idę!- odpowiedziała i wbiegła po schodach. Do kuchni weszła Alison i myśląc że brakuje jeszcze cukru wsypała kolejne pół paczki. Niechcący strąciła wazon z kwiatami i poszła po mop. Na dół zeszła Nina zaniepokojona hałasem, zauważyła wazon po czym myśląc że nie dodały jajek, dołożyła resztę która została w opakowaniu a potem poszła do salonu by przynieść stare zdjęcia. Tymczasem w kuchni pojawiła się Emily w poszukiwaniu Niny i myśląc że brakuje mąki wsypała całą paczkę. Właśnie w tej chwili wróciła Alison z mopem i potrąciła nim niechcący butelkę z mlekiem. Butelkę udało się uratować, gorzej z zawartością która znalazła się w całości w misce z ciastem. W końcu w kuchni zebrały się wszystkie dziewczyny i wstawiły ciasto do piekarnika. Poszły do pokoju Niny ale po chwili wróciły zaalarmowane odgłosami z parteru. Gdy zobaczyły stan kuchni stanęły jak wryte. Z piekarnika wylewała się bulgocząca masa która rozpływała się równomiernie w każdą stronę.
- Hmm... Nina masz może jakąś ściereczkę?- powiedziała Emily.
- To ja może pójdę po ten mop...- dodała Alison.
- Isabelle czy ty na pewno czegoś nie dosypałaś?- spytała się Nina. Emily tymczasem podeszła do ciasta leżącego na podłodze i włożyła w nie rękę a gdy chciała wstać stwierdziła że to niemożliwe bo się przykleiła. Próbując się odkleić niechcący włożyła w lepką masę drugą rękę. Postanowiła nic więcej nie robić żeby nie pogorszyć sprawy.
- Może mi ktoś pomóc?- odwróciła głowę w stronę koleżanek.
- Ja dodałam tylko cukier.- powiedziała Isabelle wyciągając przed siebie na dowód pustą paczkę.
- Pokaż mi to.- powiedziała Nina- No tak i wszystko jasne. To jest klej w proszku.
- Przecież nie ma czegoś takiego jak klej w proszku.- odezwała się Emily.
- To jest Japonia ,oni tu mają wszystko.- rzuciła Nina.
- Ale po co ci klej w proszku?- zapytała się Isabelle.
- Nawet nie wiedziałam że to coś tu leży.
- Dobra to może weźmiemy się za sprzątanie?- powiedziała Alison.
- Świetny pomysł- powiedziała Emily- tylko może mnie najpierw odkleicie?- dziewczynom po pewnym czasie udało się jednak odkleić ciasto od koleżanki a potem już wszystkim razem doprowadzić kuchnię do stanu używalności. Zrezygnowały z pieczenia kolejnego ciasta w obawie przed kolejną katastrofą i po prostu kupiły słodkości w pobliskim sklepie. Zadowolone siedziały w pokoju Niny i rozmawiały o dzisiejszym dniu.
- Musimy zadźwonić do Borysa.- powiedziała Alison.
- Tak. Powinien wiedzieć że on tu jest.- odpowiedziała Emily. Po tych słowach Isabelle wyciągnęła telefon i wybrała numer do kolegi z Polski.
- Halo.- usłyszały w słuchawce.
- Borys on tu jest.- powiedziała Isabelle
- Kto!? Gdzie!?- wykrzyknął chłopak a dziewczyny wiedziały z doświadczenia że ich roztargniony przyjaciel kręci w tej chwili głową na boki wypatrując zagrożenia.
- Nie tam głąbie, tylko tu.- Isabelle przewróciła teatralnie oczami.
- Aha... było tak mówić od razu. Ale kto?
- Rey Dark.
- ŻE CO!? Co on tam robi?
- Tego nie wiemy ale trzeba na niego uważać.
- Tak... uważajcie na siebie OK? Wymyślimy coś z resztą. Tylko nie zróbcie niczego głupiego i nie władujcie się znowu w kłopoty.
- Co nie, nie lepiej nic nie wymyślajcie bo znając was to się źle skończy.
- Skontaktujcie się z nami w razie kłopotów, myślę że nie będzie aż tak tragicznie z tym wymyślaniem. Zadzwonię później teraz muszę kończyć. Cześć.
- Dobra ale ...- zaczęła Isabelle ale zrezygnowała bo Borys i tak się już rozłączył. Posiedziały jeszcze chwilę rozważając skąd wziął się tu Dark i co tu robi. Po pewnej chwili usłyszały hałasy z dołu. Zeszły na dół i gdy dochodziły już do źródła hałasu zgasło światło. Nina zbiegła do piwnicy sprawdzić korki i po paru minutach żarówki zaświeciły się ponownie. W tym czasie Alison podchodziła w stronę rozbebeszonego ciasta leżącego na stole. Zauważyła coś tłustego co poruszało się w nim i pisnęła. Chwyciła mop stojący obok i zaczęła okładać nim to coś.
- A masz! A masz!- odsunęła się na bok i patrzyła z obrzydzeniem na szarą masę w cieście. Włochate coś poruszyło się i zeskoczyło na podłogę a czarnowłosa pisnęła i wskoczyła na krzesło. Isabelle ruszyła żeby to coś złapać.
- Isabelle! Znowu ten twój obleśny szczur!- wykrzyknęła zdenerwowana Alison, patrząc na podłogę wysmarowaną kremem z ciasta.
- Oh! Wolfa! Nic ci nie jest? Ciocia Alison nic ci nie zrobiła?- dziewczynie udało się w końcu dopaść swojego pupila i teraz przyglądała mu się z obawą. Po chwili stwierdziła że wszystko jest w porządku i spojrzała na Alison morderczym wzorkiem.
- Mogłaś ją zabić!
- Wrr... i dobrze jej tak. Nie moja wina że znowu ci uciekła. Poza tym zjadła nam nasze ciasto.
- Niech ci będzie... ale jeszcze raz uderzysz ją czymkolwiek to źle się dla ciebie skończy.- powiedziała w stronę Alison a potem nachyliła się nad swoją szczurzycą i pogłaskała ją po łepku- Najadłaś się prawda? Dobre ciasto?- pozostałe dziewczyny posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Znowu się zaczyna... a ty się jeszcze cieszysz.- powiedziała Nina.
- Nie możesz jej zamknąć w jakiejś klatce?- rzuciła Emily idąc po mop który Alison rzuciła pod ścianę.
- Ale ja ją zawsze zamykam w klatce i to na kłódkę. Tylko nie wiem w jaki sposób za każdym razem z niej wychodzi.- powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Isabelle. Jej szczur wiele razy był znajdowany w dziwnych miejscach takich jak plecak Niny, szatnia od wf czy garnek z żurkiem babci Firanki. Pewnego razu w niewytłumaczalny sposób szara szczurzyca przewędrowała z farmy rodziców Isabelle na stadion oddalony o 50 km i narobiła zamieszania podczas meczu.
- To ja pójdę ją odciaszczyć a wy tu posprzątajcie.- powiedziała Isabelle i poszła do łazienki. Pozostałe dziewczyny cicho westchnęły i zabrały się do sprzątania po raz kolejny tego dnia. Kiedy doczyściły podłogę i blat w czwórkę udały się do góry. Wieczór spędziły na rozmowie o szkole, drużynie, planach Reya Darka oraz dziwnym zniknięciu ich nowych kolegów. W końcu zmęczone usnęły tam gdzie siedziały. Natomiast Wolfa znowu gdzieś zniknęła ale przyjaciółki już tego nie zauważyły.
Zapowiedzi!
Zaczyna się Turniej Strefy Footballu! Czy dziewczynom uda się zgrać z nową drużyną? Kto będzie ich pierwszym przeciwnikiem? Jakie plany ma Rey Dark? Oraz dlaczego Nathan znów oberwie od Isabelle? Odpowiedzi na te wszystkie pytania pojawią się w następnym rozdziale!       

 
  

4 komentarze: