wtorek, 8 kwietnia 2014

3 To Wszystko Niechcący

Dziewczyna szła wolnym krokiem ze swoim psem. Codziennie rano wychodziła z nim na spacer dlatego było jeszcze bardzo wcześnie. Emily lubiła tą poranną ciszę i spokój. Obok niej dreptał mały ospały cavalier. No ale nic nigdy nie jest idealne. Zadzwonił telefon.
- Halo?- powiedziała nie patrząc nawet kto dzwoni.
- Emily? To ja Borys.- po jego głosie można się było domyślić że jest bardzo podekscytowany. Chłopak zaczął wyjaśniać jej co ma zamiar zrobić a ona słuchając tego była coraz bardziej zaciekawiona.
***
Bryce wyszedł ze swoim husky na spacer. Kochał tego psa chociaż był może trochę zbyt namolny. Chłopak miał pewne podejrzenia że jeśli złodzieje okradaliby dom to nawet by nie szczeknął a zapewne nawet polizałby włamywaczy po rękach. Spojrzał przed siebie i zobaczył Emily. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął zmierzać w jej kierunku. Kiedy już chciał do niej krzyknąć zadzwonił jej telefon. Postanowił że zaczeka aż dziewczyna skończy rozmawiać i szedł za nią trzymając się trochę dalej. Dziewczyna mówiła coś w jakimś dziwnym języku (za pewne polskim) wymachując ręką w której trzymała smycz. W końcu zatrzymała się.
- Że co! Borys! Coś ty znowu wymyślił!?
***
Emily zamierzała powiedzieć coś jeszcze, ale Borys po prostu się rozłączył. Przez ten telefon miała mieszane uczucia. Z jednej strony się cieszyła. Za to z drugiej z góry wiedziała że znowu skończy się to wpakowaniem w duże kłopoty. Postanowiła na razie o tym nie myśleć. Będzie miała na to czas później. Prawie wrzasnęła kiedy ktoś chwycił ją za ramię. Przed oczami widziała już ręce Darka wysuwające się w jej stronę. Obróciła się.
- Ehh... To tylko ty... Czy ja ci już ostatnio nie mówiłam czegoś o tym że masz mnie tak nie straszyć?- powiedziała z westchnieniem ulgi.
- No. W każdym razie cześć.- uśmiechnął się Bryce- Z kim rozmawiałaś?
- Z takim jednym kolegą z Polski.
- Wiesz co? Strasznie śmieszny ten wasz język.
- Nasz? Chyba wasz.- uśmiechnęła się promiennie. Nie chciała poruszać na razie tematu z wczorajszego dnia. Przekomarzali się tak dalej przez jakiś czas, idąc w spokojnym tempie w bliżej nieokreślonym kierunku. Spóźnili się przez to prawie do szkoły, bo zanim zauważyli która jest godzina było już za piętnaście ósma. Pobiegli więc na łeb na szyję w dwóch różnych kierunkach. Z drzewa nad chodnikiem zeskoczył młody chłopak.
- No nareszcie. Chyba mogę wracać.- wymruczał pod nosem i rozprostował kości. Rozejrzał się jeszcze i zniknął w rozbłysku światła. Pod drzewem nie było już nikogo.
***
Tymczasem na lekcji biologi...
- Moi drodzy kto mi powie do czego służy mitochondrium? Nie powinniście mieć z tym problemu. To wiedza z poprzednich lat.- wychowawca wskazał na punkcik na starym już i wyblakniętym plakacie. Do odpowiedzi jak zawsze wyrwał się Willy.
- Mito...- nie skończył bo drzwi nagle z hukiem walnęły w ścianę. W tym momencie Emily pomyślała że trzeba było wolniej otwierać te drzwi. Biolog w tym samym czasie doszedł do wniosku że jeszcze parę takich nadpobudliwych uczniów i trzeba będzie wymienić drzwi (i ścianę). Siedzący w klasie patrzyli z rozbawieniem na dwójkę postaci.
- Ohayou gozaimasu!- wykrzyknęli Emily i Bryce. Nauczyciel tylko westchnął.
- Przepraszamy bardzo za spóźnienie.- powiedział Bryce. Profesor spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
- Co wam przeszkodziło w przybyciu na lekcję? I to dwadzieścia minut spóźnienia?- powiedział patrząc na nich wymownie. Emily i Bryce spojrzeli po sobie.
- Eee...- zamurowało ich. Emily mamrotała pod nosem coś o genialnym wyczuciu czasu Borysa. Natomiast Bryce mruknął coś o Emily, ale tak że nikt tego nie usłyszał. Nauczyciel postanowił odpuścić. Kazał spóźnialskim usiąść i nie przeszkadzać przez resztę lekcji. Nie zdążyli jeszcze zająć miejsc, kiedy do klasy wpadł Xavier. Profesor nie miał ochoty dociekać przyczyn takiego spóźnienia, więc gestem ręki kazał mu tylko usiąść. Biolog zapomniał w międzyczasie również o biednych mitochondriach, które wisiały sobie smętnie na ścianie.
***
Nelly siedziała w gabinecie jej ojca i przeglądała papiery uczniów. Szukała pewnych teczek w których były bardzo potrzebne jej teraz informacje. W końcu na nie trafiła. Położyła je przed sobą i otworzyła na pierwszej stronie. Zaczęła studiować tekst prawie dotykając kartki nosem. Znalazła to czego szukała i dokładniej przyjrzała się temu.
***

czwartek, 9 stycznia 2014

2 Nowy początek

Po wszystkich lekcjach drużyna Raimona zebrała się na boisku. Brakowało jedynie Nelly ,która została w gabinecie swojego ojca, pochylona nad stosami papierów. Ekipa zaczęła rozgrzewkę. Po dwudziestu minutach które minęły dla nich jak mgnienie oka, postanowili zacząć trening. Kiedy ustawili się na swoich pozycjach usłyszeli głos.
- Chcę widzieć was wszystkich w domku klubowym. Teraz.- powiedziała Nelly mijając ich. Zgromadzili się domku i patrzyli wyczekująco na Nelly. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zaczęła.
- Jak wiecie zaczyna się kolejny już turniej Strefy Footballu. Zebraliśmy najnowsze dane o naszych przeciwnikach. Pojawiły się też dwie nowe drużyny. Musimy wiedzieć czego się po nich spodziewać. Tym bardziej że dołączyli do nas nowi członkowie.- powiedziała i skinęła głową na niebieskowłosą menadżerkę.- Celia powie wam teraz czego udało się nam dowiedzieć.- niebieskowłosa dziewczyna usiadła przy stoliku i włączyła swojego laptopa.
- Liceum Czarnej Magii ma nowe hissatsu. Nazywa się Iluzja Mroku... w obecnej chwili nie wiemy za bardzo na czym miałoby ono polegać. Technikum Rolnicze ma nowego trenera oraz ulepszyli Niezniszczalny Mur... teraz jest naprawdę niezniszczalny. Do Dzikich dołączył nowy napastnik. Mechatronicy mają ulepszony symulator teraz uwzględnia wszystkie nieprzewidziane ruchy. Kirkwood ćwiczyli coś w ukryciu, nikt nie wie co, ale chodzą plotki że to nowa technika. Shuriken są jeszcze szybsi niż kiedyś, musimy na nich uważać już ostatnio nie nadążaliśmy za ich tempem. Królewscy są w tym roku jeszcze bardziej zdeterminowani. Nie dadzą się znowu zgnieść Zeusowi. Co do Zeusa, są pod nadzorem ale nie ma żadnych dowodów na to żeby znowu używali nielegalnych środków. Pojawiły się też dwie nowe drużyny. Drużyna Hakuren z Hokkaido i Osaka Gals z Osaki. Ta druga drużyna składa się tylko z dziewczyn, a co do pierwszej, to nie mamy żadnych potwierdzonych wiadomości. No to chyba wszystko.- powiedziała Celia.
- A co z Otaku?- zapytał Willy.
- A o Otaku wiemy... właściwie to nic nie wiemy.
- Jak to nic!?
- No normalnie. Oni nic nie robią oprócz siedzenia na zapleczu tej kawiarenki. Nawet nie trenują.- po tych słowach zapadła cisza.
- Skąd znacie Darka?- odezwał się Jude, przerywając ciszę i spojrzał na nowe zawodniczki.
- Spotkałyśmy go na Mistrzostwach Europy. Podszywał się pod organizatora a tak naprawdę próbował zniszczyć te zawody od środka.Wprowadzał ogólne zamieszanie.- powiedziała Nina.
- Drużyny które miały grać miały podane inne godziny meczu, czasem nawet nie tą datę.-kontynuowała Alison.
- Kilka razy drużyny nie mogły dotrzeć na stadion na czas. Raz przez powalone drzewa a raz przez samochody tarasujące drogę.- rzuciła Emily.
- To uchodziło mu na sucho, bo cała odpowiedzialność była zwalana na zupełnie przypadkowe osoby. Miarka przebrała się kiedy udowodniono mu spowodowanie ,,małego wypadku''...- powiedziała Isabelle.
- ...z udziałem reprezentacji Szwecji. Zostały zdetonowane wtedy materiały wybuchowe podłożone w szatni. Na szczęście prawie nikogo tam nie było. Jednak parę osób skończyło w szpitalu.Co prawda okazało się że to powierzchowne obrażenia bo prawie cały impet wybuchu przyjęła cienka ścianka dzieląca dwie części szatni.- dokończyła Nina.
- Zajęła się nim policja, ale ktoś go uniewinnił i wypuścił a zanim zostało to zauważone on już dawno zniknął.- powiedziała Alison.
- No i teraz wpadamy na niego tutaj...- mruknęła Isabelle.
- Rozumiem.- wymamrotał Jude pod nosem.
- Co on tu robi?- zapytała Emily. Drużyna Raimona spojrzała po sobie i zaczęła opowiadać co zdarzyło się podczas Strefy Footballu, przerywając sobie i uzupełniając. Kiedy skończyli wyjaśniać o co chodzi z Zeusem i Boską Wodą po raz kolejny tego dnia zapadła cisza.
- Dobra koniec tego obijania się idziemy na trening. Chyba nie chcecie przegrać tylko dlatego że zbijaliście bąki przez cały dzień?- powiedziała Nelly. Odpowiedział jej zbiorowy okrzyk kilkunastu gardeł. Mark z nieodłącznym uśmiechem na twarzy poprowadził drużynę do Centrum Treningowego. Po chwili wszyscy stali na zielonej murawie.
- Teraz spróbujemy razem zagrać!- powiedział Mark. Część drużyny rozeszła się by trenować na różnych sprzętach. Na boisku zostali Mark, Axel, Jude, Nathan, Eric, Bobby, Jack oraz wszyscy nowi członkowie. Na środku pola ustawili się Eric i Axel. Brązowowłosy podał do napastnika. Axel po łuku na lewą stronę do Nathana, który ruszył na bramkę. Napotkał jednak przeszkodę w postaci Jacka. Zauważył Ninę i podał do niej. Dziewczyna podbiegła do przodu żeby odebrać podanie ale piłka przeleciała jej za plecami i wypadła za boczną linię. Obróciła się z niewyraźną miną.
- Musisz podawać szybciej.- powiedziała w stronę Nathana. Niebieskowłosy tylko przytaknął. Dziewczyna wznowiła grę z autu i kopnęła piłkę w stronę Emily. Niebieskooka ruszyła do przodu. Zgrabnie wyminęła zamyślonego Xaviera który jej nawet nie zauważył dopóki nie przebiegła mu pod nosem. Biegła dalej ale na jej drodze stanął Bryce. Szybkim ruchem zabrał jej piłkę i uśmiechnął się w jej stronę. Dziewczyna stanęła zdezorientowana w miejscu. Błękitnowłosy podał piłkę do Juda. Futbolówka leciała jednak za szybko. Judowi udało się tylko dotknąć jej czubkiem buta. Piłka odbiła się i wylądowała pod nogami Axela. Chłopak wyminął Jacka i Bobbiego. Nagle spod ziemi wyrosła przed nim Alison i użyła swojej techniki Wślizgu Hekate. Axel runął jak długi a Alison podała do wymachującej rękami Isabelle. Dziewczyna strzeliła na bramkę ale Mark z łatwością zatrzymał piłkę. Rzucił piłkę do Clauda, który nie namyślając się długo podał do Xaviera.
- Twoja!- krzyknął. Zielonooki obudził się jednak za późno i zdążył się tylko uchylić żeby nie dostać prosto w twarz.
- Co to miało być!?
- Eee... nic tylko się zamyśliłem.- Xavier podszedł piłki i strzelił na bramkę. Futbolówka z ogromną prędkością poleciała w stronę bramkarza ale w ostatniej chwili skręciła i uderzyła w poprzeczkę wgniatając ją. Mark przyglądał się wgłębieniu w bramce i odpadającej białej farbie. Zmarszczył brwi a po chwili podniósł piłkę.
- Ej! Wszyscy! Musimy zacząć współpracować. Teraz nam nie wychodzi bo jesteście rozkojarzeni. Skupcie się!- z tymi słowami wybił piłkę do Bryca. Chłopak ruszył sprintem i podał do Nathana. Niebieskowłosy przyśpieszył i złapał piłkę Po czym zrobił dziwny ruch jakby go oblazła żywa galareta. Futbolówka potoczyła się dalej a Nathan zaczął podskakiwać i oklepywać się po koszulce. Wszyscy zamarli zastanawiając się czemu ma służyć ten dziwny taniec.
- Może to ma jakieś zastosowanie dezorientujące.- szepnął Claude do ucha Alison. Dziewczyna przechyliła głowę.
- Niby w którym miejscu?- odpowiedziała.
- Zostaw mnie! Zabierzcie to!- chłopak otrząsał się w najlepsze. Podbiegli do niego. Nathan ściągnął z siebie koszulkę i rzucił nią przed siebie. Tak się akurat złożyło że wylądowała ona prosto w rękach Isabelle. Dziewczyna zauważyła szare futerko i chwilowo próbowała pohamować swoją furię. Nathan z niepewną miną na przemian patrzył na przyjaciół i zadrapania na swoim torsie. Dziwnie spokojna Isabelle wcisnęła zawiniątko w ręce Clauda.
- Potrzymaj.- powiedziała wyzutym z emocji głosem. Z rękawa koszulki wychynęła szara głowa Wolfy. Co prawda nie spodobało się to czerwonowłosemu, który patrzył na nią jakby trzymał w rękach tykającą bombę a nie szczura ale wolał to niż narażenie się tej dziwnej Isabelle. Dziewczyna przeniosła swój wzrok na Nathana. Ten dostrzegł w jej oczach trawiącą ją wściekłość i zaczął się cofać. Niespodziewanie Isabelle rzuciła się na niebieskowłosego.
- Zamorduję cię! Zabiję! Wypatroszę!- wykrzyczała. Nathan zaczął uciekać. Na jego szczęście trenował biegi więc oddalił się od dziewczyny. Jednak ta pchana furią szybko nadrabiała straty. Alison dogoniła ją i spróbowała zatrzymać. Niestety nie zdało się to na dużo. Wkurzona dziewczyna przeciągnęła czarnowłosą przez pół boiska, gdzie w końcu dopadły ją Nina i Emily. W trójkę udało się im ją w końcu trochę uspokoić, chociaż w dalszym ciągu wykrzykiwała niepochlebne określenia pod adresem Nathana.
- Zabiję! Zakopię! Odkopię! I jeszcze raz zabiję! Słyszysz ty... ty... ty morderco jeden!- kontynuowała w takim stylu jeszcze przez parę minut aż w końcu zamilkła. Nathan powoli podszedł do reszty szerokim łukiem obchodząc Isabelle, która ciskała w niego gromy wzrokiem.
- A co ja mam z tym zrobić?- zapytał Claude patrząc jak zahipnotyzowany na szczura wgryzającego się w materiał. Po czym uśmiechnął się dziwnie. - To coś wtranżala ci koszulkę.- powiedział przyglądając się zafascynowany jak znika kawałek rękawa a potem wyszyta dwójka na plecach. Isabelle podeszła do czerwonowłosego i wyrwała mu koszulkę z rąk. Przytuliła zwiniętą w kłębek do siebie i zbiegła z boiska za boczną linię. Po chwili zniknęła w jednym z korytarzy prowadzących do szatni. Dziewczyny tylko westchnęły i pobiegły za nią. Nina mijając Nathana, poklepała go po ramieniu.
- No to masz przerąbane koleś.- powiedziała i dogoniła pozostałą dwójkę. Chłopak nawet nie zareagował, bo zastanawiał się jak odzyskać swoją własność nie zbliżając się za bardzo do wybuchowej dziewczyny. Doszedł jednak do wniosku że na razie da sobie z tym spokój.
- Eeem... to chyba mała przerwa co chłopaki?- powiedział Bobby a cała reszta mu przytaknęła.
 ***
Znalazły ją w szatni pochyloną nad Wolfą. Chociaż była już spokojna, nadal wyglądała na zdenerwowaną. Wstała i obróciła się w ich stronę kiedy tylko usłyszała ich kroki za plecami.
- On jeszcze pożałuje. Nikt nie ma prawa rzucać moją kochaną szczurzycą.
- Już dobrze. Przecież nie zrobił tego specjalnie.- powiedziała Nina.
- Nie interesują mnie intencje, liczą się fakty.
- A co ty byś zrobiła gdyby nagle coś cię zaatakowało?- spytała Ally.
- Ale szczurki są słodkie!
- Może dla ciebie. Ale dla innych może nie koniecznie?- kontynuowała czarnowłosa.
- Ale jak można się ich bać?- odpowiedziała Isabelle nie dowierzając trochę w słowa koleżanki. 
- A jak by to była mrówka? Wielka, tłusta, jadowita mrówka?- powiedziała Nina.
- Albo pająk? Ogromny, włochaty i głodny?- rzuciła Emily wyczuwając intencje brązowowłosej.
- No dobra... ale...- Isabelle powoli traciła sensowne argumenty.
- To jak? Przeprosisz go?- Alison wyczekująco patrzyła na przyjaciółkę.
- Mmm... no dobra. Ale żeby nie było! Jak zrobi to jeszcze raz to nawet wy go nie uratujecie.- powiedziała lekko niezadowolona. Podczas całej rozmowy szara szczurzyca gdzieś się ulotniła, ale chwilowo nikt tego nie zauważył. Isabelle chciała już ruszyć do wyjścia kiedy jej wzrok padł na zjedzoną do połowy koszulkę, poniewierającą się jak  szmata po podłodze.
- Myślicie że będzie chciał ją z powrotem?- mruknęła Emily, biorąc w koniuszki palców materiał tak jakby ten miał ją ugryźć. Przysunęła sobie koszulkę pod nos i go zmarszczyła. Pomięta, zaśliniona a teraz też wysmarowana kurzem z podłogi część garderoby nie wyglądała zachęcająco.
- Nie sądzę.- rzuciła Nina marszcząc brwi.
- Eee... no w każdym razie spróbujmy.- powiedziała Alison. Minęła chwila i wszystkie cztery ruszyły z powrotem na boisko.
             ***
Całą drużynę napotkały dopiero w małej bocznej sali. Kiedy tylko Isabelle przekroczyła próg Nathan (nadal pozbawiony górnej części garderoby) przysunął się bliżej drugich drzwi. Bryce i Claude wlepili wzrok w Emily a dokładniej w jej rękę w której nadal trzymała zmasakrowaną koszulkę. Niebieskooka delikatnie się zmieszała napotykając ich spojrzenia (konkretnie to jedno spojrzenie ale mniejsza z tym). Alison przesunęła się na bok z zamiarem oparcia się o ścianę. Kiedy jednak się oparła stwierdziła że ściana jest dziwnie ciepła i miękka. Jeszcze bardziej zdziwiła się kiedy spojrzała za siebie. Ściana miała nogi, ręce i głowę oraz piękne, czekoladowe oczy utkwione w jej twarzy. Patrzyła w nie przez chwilę aż ocknęła się i odsunęła. Axel zadziornie się uśmiechnął a Ally spłonęła rumieńcem. W tej chwili marzyła tylko o tym żeby ukryć czerwone plamy odznaczające się wyraźnie na jej bladej skórze. Nikt tego nie zauważył bo uwaga większości osób była skierowana na Isabelle. Nina zabrała koszulkę Emily i podała ją koleżance stojącej na środku pokoju. Ta podeszła do niebieskowłosego.
- Chciałabym cię...- zaczęła ale nie skończyła bo padła na ziemię.
- Hej!- krzyknęła Nina podbiegając do Isabelle. Dopadła koleżanki i przewróciła ją na plecy. Wszyscy zebrani przysunęli się bliżej Isabelle i patrzyli na nią zaniepokojeni. Dziewczyna wyglądała jakby nie mogła nabrać powietrza.
- Ona się dusi!- wykrzyknął ktoś z tłumu. Przerażony Nathan zastanawiał się jak jej pomóc, ale jakoś nic sensownego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy. Emily trzymała klamkę drzwi gotowa w każdej chwili wybiec po pomoc. Alison prawie natychmiast znalazła się koło dziewczyny leżącej na ziemi. Nina tylko wstała i zrezygnowana spojrzała na całą resztę.
- Ona się nie dusi...- powiedziała brązowowłosa- Ona się śmieje.
- Pff...- mruknęła Emily- Znowu? Czy ona musi nas zawsze straszyć tą swoją padaką?
- Chcecie powiedzieć że ona się nie dusi, tylko śmieje?- powiedział Mark nie do końca przekonany. Isabelle w dalszym ciągu cała się trzęsła, łapczywie łapiąc powietrze. Alison odsunęła się już z powrotem pod ścianę i oparła się o nią (tym razem sprawdzając o co się opiera).
- Tak. Teraz trzeba to tylko przeczekać.- rzuciła Nina. Po jakimś czasie Isabelle opanowała się na tyle żeby wstać z podłogi. Ponownie stanęła przed niebieskowłosym i spojrzała mu w oczy. Cała drużyna wróciła na boisko, żeby dać im trochę prywatności i tam poczekać na tę dwójkę.
- To jeszcze raz... Chciałabym cię przeprosić. Wcale nie chciałam cię wypatroszyć. No i...- nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.
- Nie ważne. Nic się nie stało. Tylko postaraj się być mniej... wybuchowa.- Nathan zdobył się nawet na szczery uśmiech.
- Okej!- Isabelle szybko wrócił dobry humor. Nathan wyciągnął ze swojej torby koszulkę od wf. Nie bardzo miał ochotę zakładać tą którą trzymała w tej chwili dziewczyna. Obrócił się do niej.
- No to co Issy? Wracamy na trening?
- Czekaj no! Jak ty mnie nazwałeś?
- Eee... Issy?- powiedział niepewnie.
- Dobra, ale to brzmi jak byś wołał psa. No to co Hebi? Pójdziemy na spacerek?- Isabelle zaczęła naśladować głos niebieskowłosego. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i złapał dziewczynę za rękę. Pociągnął ją w stronę wejścia na boisko. Zaczęli biec i szybko znaleźli się przed resztą zespołu. Nikt nie skomentował wcześniejszego zajścia. Najwyraźniej wszyscy jednogłośnie postanowili w duchu tego nie wspominać. Mark podniósł piłkę z murawy i wyszczerzył się do przyjaciół.
- Dobra! Spróbujemy jeszcze raz! Tym razem się nam uda! Tylko wszyscy musimy się skupić! Dalej!- brązowowłosy stanął na bramce.
- Tak!- zawodnicy rozbiegli się by zająć swoje pozycje.
 ***
Było już dość późno. Słońce właśnie zachodziło. Na ulicach nie było prawie nikogo. Tylko od czasu do czasu natrafił się jakiś przypadkowy przechodzień. Na przeciw bramki stała młoda dziewczyna. Po jej twarzy spłynęła kropelka potu. Była zmęczona. Trenowała na boisku nad rzeką już od dość dawna. Właściwie to nie wiedziała po co tu jest. Możliwe że to dla tego że nie chciała dać się znowu pokonać. Nikomu. I na pewno nie da się po raz kolejny okiwać temu chłopakowi. Była odrobinę poirytowana jego uśmiechem na boisku. Co on sobie myślał? Że będzie sobie z niej drwił a ona na to pozwoli? Niedoczekanie jego. Kopnęła piłkę jeszcze raz. Nie wiedziała który już to ale wiedziała za to że musi odpocząć. Chociaż na chwilę. Usiadła na trawie obok boiska i wyciągnęła z torby jej ukochany bidon. Bardzo jej się podobał ale spytana dlaczego, nigdy nie mogła wskazać jakiegoś specjalnego wyróżniającego go punktu. Rozłożyła się wygodnie i zamknęła oczy. Leżała tak przez parę minut, myśląc nad nadchodzącym turniejem i dzisiejszymi wydarzeniami. Wiedziona jakimś przeczuciem otworzyła oczy i omal nie krzyknęła. Zerwała się na równe nogi czując w klatce piersiowej łomoczące serce.
- Nie strasz mnie tak! O mało co zawału przez ciebie nie dostałam.- wykrzyknęła Emily. Przed nią stał nie kto inny jak błękitnowłosy we własnej osobie.
- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć.- odpowiedział Bryce i posłał jej uśmiech podobny do tego z rana.
- Co ty tu w ogóle robisz?- spytała poirytowana dziewczyna.- Jeżeli przyszłeś się ze mnie naśmiewać to nie myśl że ci na to...
- Ale dlaczego miałbym się z ciebie śmiać?
- Jak to dlaczego? A ten uśmieszek rano? Już zapomniałeś?
- Ale ja się nie śmiałem z ciebie...
- Nie?- odparła zaskoczona.
- Śmiałem się do ciebie a nie z ciebie. To pewna, drobna różnica.- powiedział Bryce a Emily zmarszczyła czoło. Po chwili zastanowienia westchnęła.
- Skoro tak. To może chciałbyś ze mną potrenować?- puściła mu oczko.
- Czemu nie.- odpowiedział i wybuchł śmiechem. Dziewczyna uniosła tylko kąciki ust, wzięła piłkę pod pachę i szturchnęła kolegę w bok. Zbiegli na boisko i ustawili się na jego środku.
- Spróbuj zabrać mi piłkę.- powiedział chłopak i posłał jej uśmiech. Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową i znienacka wyskoczyła do przodu. Trochę się przeliczyła bo błękitnowłosy przesunął się tylko odrobinę w prawo a ona z impetem wylądowała za nim. Nie straciła jednak rezonu i szybko znalazła się po jego drugiej stronie. Zabrała mu piłkę błyskawicznym ruchem i oddaliła się od niego.
- I co teraz zrobisz?- spytała.
- Całkiem nieźle.- odparł.
- Całkiem?
- Bardzo.
- Nieźle?
- Dobrze.- jeszcze mówiąc to ruszył do przodu i spróbował zabrać jej piłkę. Dziewczyna zgrabnie uniknęła jednak ataku. Kiwała się z nim przez chwilę. Bryce odebrał jej piłkę i oddał strzał na bramkę. Futbolówka wpadła do siatki i kręciła się w niej jeszcze przez jakiś czas. Przez następne pół godziny mało się do siebie odzywali. Byli zbyt pochłonięci treningiem żeby myśleć o czym innym. W końcu usiedli zmęczeni nad samym brzegiem rzeki. Zdyszana dziewczyna obróciła głowę w stronę Bryca.
- Powiedz mi... jak wtedy zniknęliście?- powiedziała. Chłopak poruszył się niespokojnie i wstał. Dziewczyna poderwała się i złapała go za rękę. Nie chciała żeby znowu rozpłynął się w powietrzu.  Stanęła przed nim i wyszeptała.
- Proszę powiedz mi...
- Ty nie rozumiesz. Ja nie mogę...
- Dlaczego?- zapytała. Teraz rzeczywiście nie rozumiała jego dziwnego zachowania.- Proszę...
- Ja...- spojrzał jej w oczy. Zobaczył w nich coś znajomego.
Strach. Bała się. Ale czego? Jego? Nie to nie to. Nie patrzyła na niego z odrazą. W takim razie bała się... o niego? Nie to niemożliwe... a jednak coś w jej twarzy nie pozwoliło mu tak po prostu odejść. W tej chwili poczuł że coś w nim pękło jakby w niewidzialnym murze który odgradzał go od normalnego życia pojawiła się szczelina.- Powiem ci...
- Tak?- wyszeptała cicho patrząc na niego z nadzieją. Nie była ślepa coś tu się nie zgadzało i to bardzo. Stali teraz na samym brzegu. Woda rzeki była na wyciągnięcie ręki. Bryce spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Jego gesty zdradzały zdenerwowanie. Otworzył usta chcąc jej coś powiedzieć ale nie usłyszała co. Za to do jej uszu doszedł potężny plusk. Chwilę potem została oblana fontanną wody która wyprysła za jej plecami. Cała przemoknięta z rozdziawionymi ustami wpatrywała się we wzburzoną wodę. Kiedy zaczęła się już niepokoić na powierzchni pokazały się dwie głowy. Jedną rozpoznała od razu ale dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się doszła do wniosku że druga należy do Clauda. Odetchnęła z ulgą chociaż zdziwiło ją nagłe pojawienie się znikąd czerwonowłosego chłopaka. Obaj chłopacy wyszli z wody z małą pomocą nadal zdezorientowanej dziewczyny. Nie została na nich sucha nitka.
- Co to miało być? No i skąd ty się tu wziąłeś?- zapytała zła dziewczyna. Była wkurzona. Właśnie straciła może jedyną okazję żeby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Czerwonowłosy jakby sobie o czymś przypomniał.
- Idziemy!- chwycił Bryca za rękę.
- Czekaj! Dokąd?
- Potem ci wytłumaczę. Musimy się pośpieszyć.- pociągnął go za sobą.
- Ale!
- No już! Zaraz się spóźnimy.
- Ale gdzie?
- Nie mogę ci teraz powiedzieć.- Claude spojrzał wymownie kątem oka na Emily która z głupią miną stała i wsłuchiwała się w rozmowę pozbawioną dla niej sensu. Nie zdążyła niczego powiedzieć bo dwójka chłopaków po prostu rozmyła się w powietrzu. Sapnęła z irytacją i pogrążyła się w swoich myślach. Postanowiła przy najbliższej okazji znowu ich o to zapytać. Zebrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę domu z zamiarem opowiedzenia o tym swoim przyjaciółkom. Oczywiście parę szczegółów zachowała by dla siebie. Zaczęła wolno biec. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Boisko zostało opustoszałe. Przynajmniej tak się wydawało na pierwszy rzut oka. Nikt z przypadkowych przechodniów nie zauważył lekkiego ruchu trawy w rytm czyichś kroków. Nikt również nie usłyszał cichego szeptu.
- Ciekawe...- srebrna poświata oświetliła na chwilę zarys postaci. W tej chwili nawet najbardziej wnikliwy obserwator nie zobaczyłby nic. Boisko naprawdę było puste...
Zapowiedzi!
Dlaczego Emily się tak dziwnie zachowuje? Czyżby wstała lewą nogą? Co planuje Borys? Gdzie zniknął Xavier? Oraz problemy odzieżowe bohaterów w następnym rozdziale. 

poniedziałek, 4 listopada 2013

1 Pierwszy Dzień Szkoły

Promienie słońca wpadały przez okno, rozświetlając przytulne wnętrze pokoju. Dotarły do młodej postaci leżącej w łóżku. Dziewczyna zmrużyła oczy i powoli je otworzyła. Podniosła się na łokciach i spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej. 
- O cholera jasna!!!- wykrzyknęła. W sekundę znalazła się przy szafie i otworzyła ją z takim impetem że cała jej zawartość znalazła się na podłodze. 'Nie, nie, nie!' powtarzała w myślach. Wygrzebała z bezładnej kupki spodnie i podkoszulek, nałożyła je na siebie i jak błyskawica zbiegła na dół, zabijając się prawie na ostatnim stopniu. Zrobiła sobie śniadanie jedną ręką, drugą rozczesując długie brązowe włosy. Jedząc, spakowała książki, zeszyty i inne rzeczy do swojej torby. Wróciła do pokoju i rozrzuciła wszystko w poszukiwaniu telefonu. Znalazła go pod dywanem, a wstając zauważyła kątem oka w lustrze, że coś jest nie tak z jej wyglądem. Przyjrzała się dokładniej i stwierdziła zaskakujący fakt a mianowicie to że założyła bluzkę na odwrót. 'Teraz to już na pewno będę spóźniona' pomyślała, przebierając koszulkę. Chwyciła za plecak i popędziła do wyjścia. Przebiegła przez długi korytarz i ogródek, dopadła do furtki i z przerażeniem odkryła brak kluczy w kieszeni.
- Emily mnie zabije!- zawróciła, zgarnęła pęk kluczy ze stołu i wybiegła na ulicę. Spojrzała na wyświetlacz telefonu po czym przyśpieszyła i zdążyła akurat na tyle by zobaczyć obły tył autobusu znikający za zakrętem. 'Po prostu świetnie, to mój pierwszy dzień w nowej szkole, na pewno zrobię piorunujące wrażenie' pomyślała i spuściła głowę. Zrezygnowana stanęła na przystanku, rozważając opcje dostania się do uczelni. Już miała zawrócić do domu, gdy poczuła dłoń na ramieniu.
- Cześć Nina. Gotowa? Chyba nie możesz się doczekać, zwykle przychodzisz później.- usłyszała wesoły głos za plecami.
-Emily? Ale co ty tu robisz? Ale autobus... ale ja... czy ty nie powinnaś być w tamtym... dobra... to ja już nic nie rozumiem...- zaskoczona Nina pokręciła głową i wbiła pytające spojrzenie w przyjaciółkę.
- Mamy jeszcze dużo czasu. Lekcje zaczynają się dopiero o 8:50. Nie mów że zapomniałaś?- odpowiedziała śmiejąc się.
- Że co!? To po co ja tak wcześnie wstałam!? Zamartwiam się tu że przegapię pierwszy dzień, a ty dopiero teraz raczysz mi o tym powiedzieć! Ale wczoraj mówiłaś że idziemy na 8. Dlaczego dzisiaj sądzisz inaczej?- spytała dziewczyna już trochę uspokojona. Emily potarła czoło i mruknęła coś pod nosem.
- Co powiedziałaś?
- Yyy... możliwe  że się wczoraj rypnęłam. Zresztą przecież wiesz jaka jestem roztrzepana i...
- Dobra, dobra, nie kończ. Po 8 latach spędzonych w twoim towarzystwie... powiedzmy że zdążyłam się przyzwyczaić.- powiedziała i wyszczerzyła się w stronę koleżanki. Emily odpowiedziała na to szerokim uśmiechem.
-Tak właściwie to co ty na siebie założyłaś?- Nina spojrzała na siebie. Potem na koleżankę ubraną w białą koszulę, zieloną, krótką spódniczkę i kokardę zawiązaną pod szyją.
- O nie! Muszę się przebrać, ale przecież nie zdążę!- krzyknęła spanikowana dziewczyna.
- Zdążysz, tylko się pośpiesz.- zaoponowała niebieskooka.
- A  jak nie!?
- Postaram się go na trochę zatrzymać.
- Jak!?
- Nie wiem, udam że mdleję albo coś.- Emily popędziła brązowowłosą. Dziewczyna ruszyła sprintem i zniknęła za drzewami. Wróciła zgrzana po jakiś pięciu minutach.
- Widzisz udało się.
- Ledwo. Nikomu ani słowa.- powiedziała Nina.
- Ok. Po drodze spotkamy się z Isabelle i Ally. Strasznie się cieszę tak dawno się nie widziałyśmy.- podekscytowana blondwłosa spojrzała na Ninę.
- Oczywiście nie licząc wczoraj, przed wczoraj, przed przed wczoraj i tak dalej.
- Rzeczywiście. Patrz autobus jedzie.- ich środek lokomocji podjechał na przystanek i dziewczyny nie zwlekając wsiadły. W środku panował tłok. Szybko zostały rozdzielone przez napierających ludzi. Emily wylądowała między kobietą trzymającą kaktusa a starszym panem w podniszczonej, skórzanej kurtce który mamrotał coś o klubie zapaśników seniorów. Zielonooka została natomiast zduszona przez trzech podpitych żuli wywalających się na nią na każdym zakręcie. Po dwudziestu minutach jazdy, wysiadły i skierowały swe kroki w stronę machających do nich Alison i Isabelle. W czwórkę obrały za cel gimnazjum Raimona.
- Obawiam się trochę japońskiego. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do Tokio.- powiedziała Ally.
- Nie będzie aż tak źle! Damy sobie radę!- wywrzeszczała Isabelle.
- Może trochę ciszej, co? Robisz więcej hałasu niż stado słoni.
- Sorki, roznosi mnie energia.- dziewczyny szły jeszcze parę minut, aż usłyszały kroki i głośne wykłócanie się za plecami. Obróciły się i zobaczyły trzech chłopców w ich wieku. Środkowy z nich miał czerwone włosy i zielone oczy. Chłopak po jego prawej miał włosy w tym samym kolorze z tą różnicą że jego oczy były żółte. Natomiast ten po lewej błękitne włosy i oczy. Wszyscy byli ubrani w szkolne mundurki i pochylali się nad strzępami papieru. Isabelle jak zwykle się nie pohamowała.
- Hej chłopacy, szukacie czegoś!?- z rozpędu powiedziała to po polsku.- Chętnie po...- nie dane jej jednak było dokończyć, gdyż została dźgnięta w bok przez Alison.
- Może byś się tak przymknęła.- syknęła dziewczyna, gdyby wzrok mógł zabijać czarnowłosa byłaby już martwa. Nieznajomi powoli podnieśli oczy i spojrzeli na przyjaciółki. Nina wyszła z wytłumaczeniem.
- Przepraszamy za koleżankę. Jest dzisiaj trochę nadpobudliwa.
- Nie ma za co. Wiecie może jak dojść do szkoły Raimona?- zielonooki spytał z zakłopotaną miną.
- Tak, wy też tam chodzicie?- odezwała się Emily.
- Od dzisiaj tak, już byśmy tam byli, ale cóż.- wzruszył ramionami.
- Gdyby ktoś nie podarł mapy.- powiedział drugi czerwonowłosy chłopak i z przekąsem spojrzał na ostatniego z nich.
- Gdyby ktoś jej nie zgubił.
- Gdybyś jej nie podarł to bym jej nie zgubił.
- Nie trzeba było nią rzucać.
- Czyli że teraz to moja wina!?
- A co może moja!?
- Przestańcie. Zaraz się spóźnimy.- Alison widząc co się dzieje szybko załagodziła spór.- Może będziemy w tej samej klasie.
- Fajnie by było. Jestem Xavier a to Claude i Bryce. Nie zwracajcie na nich uwagi w końcu przestaną.- powiedział zielonooki i przyjaźnie się uśmiechnął. Przyjaciółki również się przedstawiły a potem w zwiększonej grupie dotarli do szkoły. Zatrzymali się przed bramą i przez chwilę przyglądali symbolowi szkoły. Żółtej błyskawicy na niebieskim tle. Przez wejście przelewały się fale uczniów śpieszących na zajęcia.
- No to idziemy!- wywrzeszczała Isabelle, chwyciła koleżanki i pociągnęła w stronę tłumu. W siódemkę weszli do środka i od razu się zgubili. Przepełniona energią dziewczyna wpadła na Alison i ją pchnęła. Biedna dziewczyna przebiegła z rozpędu parę metrów, nie zdążyła wyhamować i potknęła się o plecaki. Na szczęście lub nie, miała miękkie lądowanie, gdyż upadła na dwójce chłopaków siedzących pod ścianą. Szybko się zreflektowała i skoczyła na równe nogi.
- Przepraszam. Nie chciałam. To bardzo niechcący.- z każdym słowem jej twarz nabierała coraz bardziej czerwonego koloru.
- Nic się nie stało. Jesteście nowi? Nie widziałem was tu wcześniej. Jestem Axel. - powiedział jeden z chłopców i życzliwie się uśmiechnął. Miał kremowe włosy a jego oczy o barwie mlecznej czekolady wpatrywały się badawczo w Ally.
- Mhyhy...- dziewczyna nie mogła wydusić z siebie słowa, czując wwiercające się w nią spojrzenie. Przyjaciółki i nowo poznani koledzy przyglądali się sytuacji z bezpiecznej odległości.
- Tak, koleżanka chwilowo zapomniała jak się mówi. Ale spokojnie przejdzie jej to... Chyba...-Emily wybawiła Alison z opresji.- Może wiesz jak trafić do 101? Trochę zabłądziliśmy.
- Jesteście w drugiej B?- z ziemi podniósł się drugi z nich.
- Tak- powiedział Xavier.
- Ale ekstra! Jesteśmy w tej samej klasie.- powiedział brunet podekscytowanym głosem.- A skoro tak to miło mi was poznać! Jestem Mark Evans kapitan szkolnej drużyny piłki nożnej! Lubicie piłkę prawda? Ja ją kocham! Może przyjdziecie dzisiaj na trening popatrzeć jak gramy?- mówił z zapałem dalej, niewzruszony siódemką par oczu wlepionych w niego i śledzących każdy ruch jego ust. Przerwał swój monolog dopiero gdy przyjaciel potrząsnął jego ramieniem. Potem oboje obserwowali powolny opad szczęk nowych uczniów.
- Co się wam stało? Powiedziałem coś nie tak?- Mark z dziwnym uczuciem, że właśnie teraz zaczyna się coś czego nie rozumiał a co bardzo namiesza w jego życiu i zespole niecierpliwie przestępował z nogi na nogę.
- Macie tu szkolną drużynę!?- wykrzyknął chór głosów.
-Oczywiście że tak! Jesteśmy najlepsi w Japonii!- wydarł się brunet i przybił piątkę z Axelem.
- Przyjmiecie nas co? Przyjmiecie prawda?- cztery dziewczyny wpatrywały się w Marka oczami kota ze Shreka.
- Co? Przyjąć was? Gracie!? To świetnie! Oczywiście że was przyjmiemy! Chodźmy na trening! Zagramy razem! Na pewno jesteście dobrzy! Reszta drużyny was polubi!- rozentuzjazmowany chłopak ruszył w stronę wyjścia i zatrzymał się przy drzwiach patrząc wyczekująco na resztę.
- Ale teraz mamy iść?
- No jasne czemu nie?
- A co z lekcjami nie pójdziemy na nie?- spytali zbici z tropu nowi uczniowie.
- Lekcje?- Mark z wyrazem skupienia na twarzy zastanawiał się chwilę a potem wyraźnie posmutniał- Rzeczywiście, chyba by się przydało.
- Czy ten facet tak zawsze?- Claude nachylił się konspiracyjnie w stronę Axela.
- Tak co drugi dzień. Przyzwyczaicie się z czasem.- odpowiedział chłopak w ten sam sposób. Dalszą rozmowę przerwał dzwonek i pojawienie się nauczyciela. Cała klasa weszła do sali. Uczniowie powoli zajmowali swoje miejsca. Przed tablicą została tylko siódemka. Profesor a jednocześnie wychowawca przywitał się z klasą i podszedł do nowych.
- To nowi uczniowie. Od dzisiaj będą chodzić do naszej klasy - wskazał na nich dłonią - Alison Midnight, Isabelle Wilde, Emily Rose, Nina Black, Bryce Withingale, Claude Beaucons, Xavier Foster... zaraz, zaraz kogoś mi brakuje powinno być was ośmiu- właśnie gdy to mówił drzwi otworzyły się z hukiem i odbiły od ściany.
- Jestem. - wydyszał chłopak w okularach wpadając do środka.
- Spóźniony. - stwierdził oczywistość biolog.
- Ja też. - odpowiedział dziwny koleś.
- Pan to zapewne Digory Nelson, widzę że ma pan poczucie humoru. Dzisiaj ci daruję ,byleby to się nie powtórzyło.- pogroził mu palcem i obrócił się po dziennik. Nowo przybyły zrobił groźną minę i idealnie powtórzył gesty i zachowanie profesora. Klasa wybuchła śmiechem a nauczyciel wyprostował się jak struna i zgromił ją spojrzeniem. Przelotnie przyjrzał się uczniom nadal stojącym pod tablicą i na dłużej zawiesił swój wzrok na Digorym w dalszym ciągu stojącym przy drzwiach z miną w stylu "Co złego to nie ja". Odwrócił się z powrotem w stronę klasy. Tyłem do tablicy.
- Co was tak rozśmieszyło?- zapytał lekko poirytowany. Za jego plecami Digory powtarzał wszystko po nim. Salę zalał wybuch niepohamowanego śmiechu. Nauczyciel z uczuciem że coś jest bardzo nie halo znów obejrzał się za siebie. Nie zobaczył nic mogłoby rozbawić klasę. Zdenerwowany obrócił się z powrotem.
- Jeśli ktoś jeszcze raz się zaśmieje to wpiszę uwagę całej klasie.- powiedział poważnym tonem. Chłopak w okularach dalej kontynuował swoje przedstawienie za plecami niczego nie świadomego nauczyciela. Większość klasy zamilkła choć niektórym przyszło to z trudem. Bobby z Ericiem w jednej ławce zatkali sobie nawzajem usta dłonią. Silvia tłumiła chichot skryta za podręcznikiem. Kevin przygryzał wargi. Nathan wyglądałby jako tako gdyby nie wielki banan na twarzy. Willy wpatrywał się w nauczyciela jak w obrazek. Jedynie Axel i Jude zachowali powagę, zdradzały ich tylko drgające kąciki ust bezwiednie unoszące się do góry. W końcu jednak każdemu udało się opanować.
- No nareszcie. Powinniście brać przykład z pana Evansa podczas gdy wy się wygłupiacie, on uczy się studiując zaciekle zeszyt i zdobywa wiedzę.- nauczyciel już trochę ochłonął i kontynuował dalej swoją wypowiedź- Prawda panie Evans?- powiedział. Mark zachowywał się jakby go nie słyszał.- Panie Evans!- powtórzył już trochę głośniej. Nadal zero reakcji.- Panie Evans!!!- powtórzył jeszcze raz teraz już krzycząc. Chłopak zerwał się z krzesła jak oparzony prawie przewracając ławkę.
- Jestem!
- To ja widzę. Chciałbym cię pochwalić za taką pilną naukę.- Mark który jako jedyny nie zarejestrował niczego co się działo po przywitaniu, gdyż zajęty był kartkowaniem notesu dziadka w poszukiwaniu nowych, supersilnych technik hissatsu. Kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi z głupią miną wlepiał oczy w profesora.
- No Mark, pokaż no czego tak zawzięcie się uczyłeś- chłopak który w dalszym ciągu nie rozumiał nic z tego co nauczyciel do niego mówi, ale wywnioskował że jeśli jeszcze trochę się zbliży to zobaczy bezcenny zeszyt z bazgrołami. Nina przyglądała się Markowi ,który z każdym krokiem nauczyciela wyglądał na coraz bardziej przerażonego.
- Proszę pana mam pytanie!- szybko zareagowała dziewczyna. Nauczyciel jakby zrezygnował z męczenia brązowowłosego i podszedł do nowych. Chłopak wyszeptał bezgłośne dziękuje.
- Słucham, o co byś chciała zapytać?
- Właściwie to...- dziewczyna myśląc o tym jak pomóc Markowi totalnie tego nie przewidziała.
- Ona chciała spytać gdzie mamy usiąść.- Xavier posłał Ninie znaczące spojrzenie- prawda Nina?
- Tak, tak miałam to już na końcu języka, ale mnie uprzedziłeś.
- Dobrze poczekajcie zaraz przydzielę wam jakieś miejsca.- profesor chwilę się zastanawiał. W końcu Ally usiadła z Isabelle, Nina z Emily, Bryce z Claudem, Xavier z Markiem a Digory wylądował w ławce z Willym. Dalsza część lekcji przebiegała już normalnie (o ile lekcje w gimnazjum mogą być normalne). Po ostatnim dzwonku zespół Raimona zebrał się w domku klubowym.
- A to kto?- zapytał się Todd wskazując na nowych. Mark wytłumaczył pierwszorocznym i całej drużynie o zamiarze przyjęcia ich do drużyny. Większość zareagowała z entuzjazmem, nieliczni nie byli do tego przekonani. Natomiast Kevin nie zamierzał ukrywać niechęci.
- Przykro mi ale do drużyny przyjmujemy tylko najlepszych.- Kevin uśmiechnął się z wyższością.
- Sądzisz że jesteś od nas lepszy?
- Nie inaczej. Niestety nie przyjmiemy was.
- Bo co!?
- Bo jesteście dziewczynami.- odpowiedział kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Zaraz ci przyleję! Jeszcze raz mnie nazwiesz dziewczyną to będziesz martwy!- Claude zacisnął dłonie w pięści i ruszył na Kevina. Ten drugi nie zamierzał odpuścić, podwinął rękawy i stanął naprzeciw czerwonowłosego. Gdyby nie interwencja zebranych w domku zapewne skończyłoby się to siniakami i przelaną krwią. Kevina dodusili do ziemi Axel, Mark, Jude i Eric. Choć miał ograniczone pole manewru, rzucał się i kopał tak że nawet z pomocą Bobbiego cudem go utrzymywali. Claude znalazł się w mocnym uścisku Bryca i Xaviera. Szamotaniną osiągnął w końcu to że wywalił się i pociągnął za sobą swoich przyjaciół. Axela pozbawił tchu mocny cios wymierzony w jego brzuch. Właśnie w tej sytuacji zastała drużynę córka przewodniczącego szkoły.
- Co tu się wyrabia!? Przestańcie w tej chwili!- jej ostry głos przeszył wszystkich na wylot. Głowy zawodników zwróciły się ku drzwiom. Wkurzona Nelly piorunowała piłkarzy wzrokiem. Cały zespół w przyśpieszonym tempie stanął na baczność.
- No nareszcie. Nie powinniście być na treningu? To że wygraliście Strefę Footballu nie oznacza że możecie teraz wszystko zaprzepaścić i narazić naszą szkołę na utratę dobrego mienia.
- My właśnie się wybieraliśmy na boisku.- powiedział Bobby.
- Czyżby?- zapytała z ironią.
- Oczywiście! Chodźcie wszyscy! Zagrajmy razem!- krzyknął Mark z szczerym entuzjazmem. Wybiegł na zewnątrz a za nim cała drużyna. Jedynie Axel i Jude poszli spokojnym spokojnym krokiem. Na początku wszyscy przebiegli parę okrążeń wokół boiska a potem się rozgrzali.
- Dobra! Zrobimy tak, obrońcy zajmą swoje pozycje, ja stanę na bramce i spróbujecie mi strzelić.- cały zespół zastosował się do poleceń Marka. Przed piłką ustawili się Jude, Axel i Eric, technika łatwa do przewidzenia. Mark bez problemu złapał futbolówkę Boską Ręką zatrzymując Królewskiego Pingwina. Następny był Kevin, ruszył do przodu zbliżył się do Bobbiego i przymierzył do strzału, ale jego noga natrafiła na pustkę. Zaskoczony położył nogę i rozejrzał się . Wzrokiem natrafił na Bobbiego który szeroko się uśmiechał, trzymając piłkę pod nogą. Kevin ruszył by odebrać mu piłkę i po pewnym czasie wygrał starcie. Mocno kopnął piłkę Smoczym Ciosem w stronę bramkarza. Kapitan użył Ognistej Pięści i po paru uderzeniach trzymał piłkę w rękach. Kevin zacisnął zęby ale zaraz potem przypomniał sobie jak trudno strzelić Markowi i uznał że jeśli mu się nie udało to nowym też na pewno się nie uda, jeśli w ogóle będą w stanie przejść obronę. Każdy po kolei strzelał na bramkę Marka ale nikomu nie udało się umieścić piłki w siatce. W końcu przyszła kolej na kandydatów do drużyny. Claude przeturlał piłkę pod nogą i posłał wyzywające spojrzenie Kevinowi. Podbił piłkę do góry i wyskoczył za nią. Wzbił się na jakieś cztery metry i przeleciał nad głową osłupiałego Nathana. Jack użył Muru by go zatrzymać. Czerwonowłosy ponownie uderzył w piłkę którą otoczyły płomienie. Bez problemu rozbił obronę Jacka i Bobbiego. Znów wybił futbolówkę i wyskoczył jeszcze wyżej niż poprzednio. Otoczyły go szkarłatne płomienie i mocno kopnął piłkę używając hissatsu. Mark użył Ręki Majina ale nie był w stanie zatrzymać strzału. Claude lekko wylądował na ziemi i obrócił się w stronę zamurowanych graczy. Pomyślał że śmiesznie wyglądają z otwartymi ustami i oczami wychodzącymi z orbit.
- I co? Podobało się?- powiedział z satysfakcją przyglądając się Kevinowi który wyglądał jakby ktoś mu powiedział że nauczyciel biologi jest kosmitą. W tym momencie Mark zerwał się z wrzaskiem z ziemi.
- To było genialne! Co to było! Ta moc! Jeszcze czuję jak moje ręce drżą...
- To była Atomowa Flara.- odezwał się Xavier podchodząc do nich razem z Brycem.
- Dobra teraz wy... jestem pewny że wy też jesteście wspaniali!- wykrzyknął podniecony Mark. Do piłki podszedł Bryce.
- I po coś to zrobił! Mieliśmy się nie rzucać w oczy!- po drodze wysyczał Claudowi wprost do ucha. Reszta drużyny nadal stała jak zaczarowana i wlepiała gały w trójkę chłopaków na środku boiska. 'Super! Claude znowu zachowuje się jak półgłówek i znowu wpakuje nas w kłopoty! Wrr... i co ja mam niby teraz zrobić... Z jednej strony najchętniej zrobiłbym to samo co Claude ale z drugiej strony może to zagrozić życiu naszemu i Jordana...' niebieskowłosy chłopak toczył wewnętrzną walkę ze samym sobą aż coś w nim pękło. 'Chyba właśnie zwariowałem..' pomyślał unosząc się już w powietrzu i uderzając w piłkę swoim najsilniejszym hissatsu. Północne Uderzenie z łatwością przebiło się przez obronę Marka a po wpadnięciu do bramki jeszcze przez jakiś czas napierało na siatkę. Zabrzmiały okrzyki ekscytacji i zachwytu. Bryce przeleciał wzrokiem po członkach zespołu na dłużej zatrzymując go na kandydatkach do drużyny. Skądś je znał. Ale skąd? Widział je już wcześniej, tego był pewny ale gdzie? W mieście? Na urodzinach Melisy? W gazecie? Żadna z tych opcji nie wydawała mu się prawdą, trudno przypomni sobie kiedy indziej, teraz mógł myśleć tylko o jednym. Stracił zainteresowanie wszystkim wokół kiedy uświadomił sobie co właśnie zrobił.  'No to mamy przerąbane' pomyślał.
- Xavier teraz ty! Jesteście wspaniałymi graczami! Gdzie wyście się schowali jak odbywała się Strefa Footballu!?- wywrzeszczał Mark wyglądający jakby miał zaraz eksplodować.
- Może niech dziewczyny teraz postrzelają. Muszę zamienić słówko z kolegami.- odpowiedział czerwonowłosy spoglądając wymownie na Bryca i Clauda. Odszedł razem z nimi na bok i ożywczo dyskutował wymachując rękami. Do piłki na którą nikt nie zwracał uwagi podeszła Isabelle.
- Teraz jaaaaaaa!!!- krzyknęła tak że osobom stojącym najbliżej zadudniło w uszach.
- Dobra ale mów ciszej bo pozbawisz przytomności zawodników jeszcze zanim z nimi zagramy.- powiedziała Alison masując obolałe ucho. Mark ustawił się na bramce a Kevin znów przybrał minę w stylu ,,Ja i tak jestem lepszy". Dziewczyna przypatrywała się piłce jakby zastanawiała się jak ją kopnąć na co różowowłosy uśmiechnął się jeszcze szerzej. W końcu kopnęła piłkę muskając tylko jej bok. Futbolówka w żółwim tempie leciała w stronę bramki lekko kręcąc się wokół własnej osi, kapitan drużyny bez wysiłku złapał ją przesuwając się odrobinę w prawo.  Niespodziewanie piłka przyśpieszyła, wyrwała się z rąk Marka i trzasnęła go w środek twarzy. Chłopak wleciał do bramki razem z piłką. Brązowowłosy chwiejnie wstając na nogi dmuchał na przetarte rękawice z których unosiły się obłoczki dymu.
- Auć...- Mark podniósł wzrok na Isabelle która z wyrazem triumfu uśmiechała się do graczy. Dalszą wypowiedź Marka zagłuszyły odgłosy zaskoczenia dochodzące ze wszystkich stron. Nina podeszła do piłki przybijając po drodze piątkę z Isabelle. Mark po poprzednich strzałach był gotowy na wszystko. Przyglądał się jej z wyczekiwaniem, nagle brązowowłosa wykonała ruch nogą a po chwili z powrotem ją położyła. Chłopak poczuł podmuch po jego lewej stronie. Coś mu nie pasowało, dziewczyna nie miała już piłki. Gdzie ona zniknęła? Przez głowę przebiegła mu pewna myśl. Szybko się odwrócił i zamarł widząc piłkę leżącą w bramce.
- Jak ty to...- nie dane mu było jednak skończyć gdyż wyskoczyła przed nim postać Alison która już sięgała po futbolówkę. Czarnowłosa ustawiła się przed Markiem i kopnęła mocno podkręconą piłkę która zaczęła zmieniać co chwilę kierunek lotu. Zdezorientowany chłopak tylko wpatrywał się w biało czarny przedmiot nie potrafiąc przewidzieć w którą stronę skręci. Mark rzucił się w prawo ale gdy już, już miał złapać piłkę ta skręciła w lewo i po łuku wpadła do bramki. Zaskoczony posłał spojrzenie Alison i podał jej piłkę. W międzyczasie trójka przyjaciół przestała rozmawiać teraz tylko stali i zaciekawieni przyglądali się dziewczynom. Natomiast Bryce nadal nie mógł sobie przypomnieć skąd je zna, chociaż był pewien że już je gdzieś widział. Do piłki podeszła Emily przymierzyła się do strzału... i strzeliła prosto w poprzeczkę bramki po drugiej stronie boiska. Piłka odbiła się od niej i wleciała w pobliskie krzaki. Właśnie gdy zawodnicy Raimona ruszyli by ja przynieść, wyleciała ona z nich po drodze uderzając w drzewo. Minęła Marka, uderzyła w słupek i wpadła do bramki. Błękitnowłosy widząc ten strzał momentalnie przypomniał sobie skąd je zna. 'Przecież one są z drużyny Białych Orłów! Co one robią w Japonii!? I dlaczego chcą się dostać do Raimona!? Przecież ich drużyna nadal ma wielkie szanse na zostanie narodową reprezentacją! Ostatni raz widział ten strzał podczas eliminacji mistrzostw Europy w zeszłym roku! Fakt nie ważne ile razy blondwłosa dziewczyna to robiła za każdym razem potrafiła tym rozbić obronę przeciwników! Z resztą umiejętności tych dziewczyn na pewno były większe niż większości tu zebranych!' Bryce oczyma wyobraźni widział ich popisowy strzał, wtedy był nie dokończony a mimo to rozłożył drużynę rywali na łopatki. Chłopak chwilowo porzucił te rozważania bo wokół zapanowało zamieszanie. Wszyscy gracze i menadżerki skupili się blisko nowych i z zapałem dyskutowali o ich strzałach. Nagle usłyszeli uderzenie gdzieś z boku i zauważyli piłkę z zawrotną prędkością zmierzającą w ich stronę. Potem stało się coś  czego nikt nie zdążył zobaczyć. Piłka zatrzymała się przed twarzą przestraszonej Celii. Przed nią stał Xavier który odbił futbolówkę w stronę z której nadleciała. Wszyscy zamarli zdezorientowani aż usłyszeli złośliwy głos za plecami.
- Przyszedłem zobaczyć jak nisko upadliście. Wiecie co przekroczyliście moje oczekiwania, żeby zniżyć się do waszego poziomu musiałbym się schylić a nie bardzo mi się chce więc pozwólcie że będę mówił z góry. Wiedziałem że jesteście beznadziejni ale nie spodziewałem się że aż tak żeby przyjmować dziewczyny do zespołu...- chłopak kontynuował swoją wypowiedź a przyjaciółki przyglądały mu się z niepewnymi minami.
- CO TO ZA PAJAC!?- wykrzyknęła Isabelle z furią w głosie. Tak się niestety złożyło że zrobiła to wprost do ucha niczego nie spodziewającego się Nathana, który z wrażenia aż podskoczył i potykając się o własne nogi wyglebał się prosto pod nogi niechcianego gościa, na co ten tylko z wyższością się uśmiechnął a potem spojrzał z nienawiścią na Marka.
- W tym roku was zmiażdżymy, możecie się od razu poddać ale ciebie i tak zetrzemy w proch.- powiedział długowłosy chłopak głosem ociekającym jadem i wycelował palcem prosto w pierś Marka.
- Ty! Gdybyś zapomniał to właśnie Raimon pokonał was ostatnio! Czego ty tu w ogóle szukasz!? Lepiej się wynoś!- Kevin ruszył do ataku ale szybko został z powrotem zepchnięty do obrony.
- Ty siedziałeś wtedy na ławce! To my cię wtedy pokonaliśmy. Nie mogłeś sprostać sile Zeusa. Jesteśmy silniejsi niż zwykli ludzie, nie to co wy.- obok niego znikąd pojawili się dwaj mocno zbudowani chłopacy. Obie strony wyraźnie szykowały się do bijatyki, długowłosy przezornie trzymał się z daleka osłaniany przez dwóch osiłków.
- Ale to my wtedy wygraliśmy! I co z tego że to dziewczyny!? Każda z nich jest lepsza od ciebie! One nie oszukują tak podstępnie jak wy!- teraz nerwy puściły pozostałym zawodnikom,  wykrzykiwali nieprzychylne słowa pod adresem Liceum Zeusa.
- Wygraliście przypadkiem! Głupi zawsze mają szczęście, ale nie tym razem!- nie wiadomo czym by się to skończyło gdyby nie wkroczyła Nelly. Głosem nieznoszącym sprzeciwu kazała odejść im z terenu szkoły. O dziwo kapitan Zeusa tylko wzruszył ramionami i skinął na swoich goryli. Oboje zniknęli tak samo jak się pojawili a blondwłosy chłopak uniósł rękę nad głowę i pstryknął palcami. Czas jakby zwolnił a on spokojnym krokiem oddalił się od boiska. Będąc już przed szkolną bramą ponownie pstryknął palcami a wszystko z powrotem zaczęło się ruszać. Po czym wsiadł do czarnego samochodu stojącego w poprzek ulicy. Tymczasem na boisku emocje powoli opadały. Nadal wnerwiona Isabelle wyładowywała swoją złość na bezbronnym Nathanie, wykrzykiwała coś o zemście zielonych krów (wyobraźcie sobie płomienie w jej oczach), tak że osoby stojące najbliżej zaczęły obawiać się o swoje życie. Na szczęście do akcji wkroczyła Alison i uspokoiła dziewczynę uważając by nie dostać przez przypadek ręką którą ta druga cały czas wymachiwała.
- Kto to był?- spytały się trochę rozważniej Nina i Emily (z oczywistych względów nie mogła tego zrobić Alison).
- To Byron Love kapitan Liceum Zeusa i jednocześnie ich napastnik- wyjaśnił Jude ze zmartwioną miną- musi mieć jakiś powód żeby tu przychodzić...
- A nie mógł przyjść tak sobie? Chyba musi być zły że pokonaliście ich w zeszłym roku. Więc przyszedł wam podogryzać.
- Nie raczej nie. Jeśli nawet po to przyszedł, to jego groźby są prawdziwe. Liceum Zeusa w poprzednim roku używało boskiej wody żeby się wzmocnić. Niestety nie wiemy jaki mają plan. Ale jedno jest pewne, nie będzie to nic zgodnego z zasadami fair play. Po za tym ich trenerem jest Rey Dark.
- Czekaj, czekaj... ten Dark? Ten który chce zniszczyć piłkę? On tu jest?- cztery przyjaciółki spojrzały na Juda.
- Tak. Ale skąd wy go znacie?
- Chyba mamy sobie dużo do powiedzenia- dziewczyny posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia- ale możemy o tym pogadać później? Mamy w związku z tym parę rzeczy do załatwienia...
- Ok...
- A teraz razem zagrajmy!- Mark mimo wszystko nie stracił optymizmu.
- Emm... Mark nie uważasz że jest na to już trochę za późno?- powiedziała Sylvia wskazując na słońce powoli zmierzające ku zachodowi.
- Rzeczywiście... Dobra! W takim razie widzimy się jutro! Spróbujemy się zgrać z nowymi członkami.- po przemowie kapitana członkowie drużyny rozeszli się w swoje strony.


***
Axel jak zwykle po szkole i treningu ruszył do szpitala. Po drodze rozmyślał o wydarzeniach dzisiejszego dnia. W szkole wpadła na niego ta nowa czarnowłosa dziewczyna, skądś ją kojarzył ale nie do końca wiedział skąd. Chłopak wszedł do szpitala i poszedł korytarzem który przemierzał każdego dnia. Stanął przed drzwiami i spojrzał na tabliczkę ,,Julia Blaze". Za każdym razem gdy tu przychodził miał nadzieję że jego młodsza siostrzyczka się obudzi i będzie na niego czekała albo rysowała co tak lubiła, ale jak na razie za każdym razem się zawodził. Otworzył drzwi i spojrzał na malutką dziewczynkę spokojnie śpiącą z brązowymi włosami rozsypanymi wokół poduszki. Westchnął, wszedł do środka i usiadł na krześle. Pogłaskał Julię po główce, przez chwilę wydawało mu się że uśmiechnęła się do niego ale okazało się że dziewczynka śmiała się przez sen. 'Musisz mieć piękny sen...' pomyślał.
- Wiesz Julio, dużo się dzisiaj wydarzyło... mamy nowe osoby w drużynie, są bardzo dobre... szkoda że nie mogłaś zobaczyć ich strzałów na pewno by ci się spodobało... zawsze kochałaś przyglądać się meczom... pierwszy raz w historii szkoły dołączyły też cztery dziewczyny... polubiłabyś je, wydają się sympatyczne... Alison ma błyszczące, długie, czarne włosy... tak wyobrażałaś sobie księżniczki, prawda? Ona jest miła i wesoła mogłabyś się z nią bawić całymi godzinami, wiesz?- Axel siedział jeszcze przez dłuższy czas w szpitalnej sali, opowiadając swojej siostrze o drużynie, kolegach, meczach i tym podobnych rzeczach, a na koniec pocałował swoją siostrę w czoło i odgarnął jej włosy z twarzy, po czym wyszedł. Za drzwiami pokoju zadzwonił jego telefon.
- Cześć.- rzucił krótko do słuchawki, chwilę nasłuchiwał odpowiedzi z drugiej strony- Ok. Wieczorem przy boisku nad rzeką. Będę czekał.- schował telefon do kieszeni i poszedł w stronę windy.
*** 
  Nathan od progu został zaatakowany przez swojego młodszego brata.
- Co dzisiaj robiliście? Weźmiesz mnie ze sobą na trening? Opowiedz mi jeszcze raz o tym meczu!- niebieskowłosy chłopiec podobny do Nathana nie zamierzał szybko dać za wygraną i przepuścić go przez drzwi.
- Aaa... nic ciekawego, poznałem w szkole taką jedną wariatkę a poza tym to nic nowego...- Nathan szybko zbył małego i zwinnie go wyminął po czym wparował do swojego pokoju i od razu zauważył że coś jest nie tak. W miejscu gdzie powinna stać szafka nocna, stało coś różowego co w żadnym wypadku nie mogło być jego szafką nocną. 
- Eee... Charlie możesz tu na chwilę przyjść.- zawołał w stronę korytarza. 
- Jednak mi opowiesz!? To fajnie!
- Nie... to znaczy tak... ale za chwilę- niebieskowłosy wskazał ręką na różowy przedmiot- Co to jest? Skąd to się wzięło? I gdzie wcięło moją szafkę?
- Nie wiem. Skąd miałbym...- zaczął Charlie
- Nathan podoba ci się prawda? Cały dzień ją wybierałam. Piękny kolor prawda?- starsza siostra obrońcy Raimona weszła do pokoju i teraz szczerzyła się do niego, Nathanowi nie wiedzieć czemu przypomniał się film ,,Szczęki''.
- Nagisa coś ty zrobiła z moją szafką?
- Tym starym gratem? Wyrzuciłam ją, a co?- Nathan w geście kompletnego załamania nerwowego walnął głową w ścianę.
- Jak to ktoś zobaczy...- wymamrotał pod nosem- Już widzę ich miny. Isabelle nie da mi spokoju do końca życia albo i dłużej...
***
Dwóch chłopaków szło opustoszałą o tej porze ulicą.
- Widziałeś jego minę? Jak następnym razem będzie chciał ze mną konkurować to się zastanowi. Jego mina była genialna, zupełnie jakby zobaczył ducha. Hej Bryce słuchasz mnie chociaż?- Claude spojrzał na kolegę który wyglądał jakby bujał w obłokach. Postanowił sprawdzić ile z tego co mówi dociera do błękitnookiego.- No a potem kupimy fajerwerki i samochód. Polecimy na Marsa i znajdziemy jakieś pastwiska dla zielonych krów Isabelle. Prawda?
- Tak, tak.
- No nie! Ty mnie wcale nie słuchasz, a nawijam do ciebie od jakiś dziesięciu minut!
- Co? Mówiłeś coś do mnie?- zaskoczony chłopak obrócił się w stronę Clauda.
- Nie wiesz co mówiłem do siebie. O czym ty tak myślałeś?
- Pamiętasz te nowe dziewczyny ze szkoły?- powiedział Bryce.
- Oczywiście że pamiętam. Sugerujesz że mam amnezję czy że moja pamięć jest tak zła ,że nie pamiętam co stało się niecałą godzinę temu?
- One są z Białych Orłów, dlatego wydawało mi się że je znam.- Claude otworzył szerzej oczy ze zdumienia.
- Niechętnie to mówię ale chyba masz rację.
- Znajdźmy Xaviera.- powiedzieli równocześnie i spojrzeli na siebie.
- No nie znowu się zaczyna.- westchnęli i ruszyli na poszukiwania.
***
 - Xene...- usłyszał ochrypły głos w słuchawce telefonu, pod którego wpływem ścięła mu się krew z żyłach- mieliście nie rzucać się w oczy... obiecaliście mi to...- dalszą część wypowiedzi zagłuszył atak kaszlu- będziecie przez to narażeni.
- Ja... wiem o tym ale... nie możesz nam tego zakazać- odpowiedział wystraszony chłopak.
- Mogę bardzo dużo... a ty dobrze o tym wiesz... możecie tam zostać, potraktuj to jako akt łaski- groźba wyczuwalna w jego głosie zadudniła Xavierowi w uszach.
- Proszę nie rób mu krzywdy...
- Mój drogi Xene wiesz co powinieneś robić... przekaż moją wiadomość Gazellowi i Burnowi... co do niego... jeżeli będziecie cicho nic mu nie będzie... postarajcie się...- powiedział mężczyzna oschłym tonem- Żegnaj, dotrzymajcie obietnicy.
- Zaczekaj!- krzyknął chłopak ale odpowiedział mu tylko sygnał przerwanego połączenia. Xavier schował trzęsącą się dłonią telefon do kieszeni. Potem tylko stał a po jego policzkach spływały gorące łzy. Usiadł na ławce, objął rękoma kolana i zaczął wpatrywać się w horyzont. Przez ten czas słońce zdążyło się schować za dachami budynków i koronami drzew. Siedział tak aż usłyszał kroki za plecami. Szybko się odwrócił.
- To tylko wy...- powiedział urywanym głosem po szarpiących nim emocjach.
- Xavier co ci się stało?
- Telefon od mistrza.- po tych słowach miny jego roześmianych przyjaciół zrzedły.
- Czego chciał?- Claude i Bryce nie zwracali już nawet uwagi na to że mówią razem. Xavier streścił im rozmowę z mistrzem, po czym cała trójka zaczęła cicho rozmawiać.

***    
Przyjaciółki wracały ze szkoły po rozmowie z Nelly, po drodze zastanawiając się czego potrzebują żeby upiec ciasto u Niny, aż natknęły się na swoich kolegów.
- Hej, co się wam stało? Wyglądacie na strasznie przygnębionych.
- To nic takiego.
- Właśnie widzimy. Gdyby to był nic to nie bylibyście tacy smutni. To może jednak nam powiecie?
- To naprawdę nic takiego.
- Akurat. Bo jeszcze wam uwierzymy.- dziewczyny nie zamierzały dać za wygraną, ale chwilowo musiały ustąpić bo z oddali ktoś wołał pomocy. Wszyscy zerwali się do biegu i po kilku uliczkach zauważyli Digorego którego dwójka wyrostków wsadzała na drzewo.
- Ej! Wy tam! Zostawcie go!- chłopacy obrócili się gotowi do bójki ale kiedy zobaczyli rozwrzeszczaną hałastrę pędzącą na nich, szybko oszacowali szanse na wygraną i straty własne, po czym w zadziwiającym tempie się oddalili.
- Ściągnijcie mnie stąd!- Digory zdecydowanie nie czuł się zbyt pewnie trzymając się gałęzi.
- Dobra. Zrobimy tak. Podsadzimy Alison bo jest najlżejsza- powiedział Xavier- i wtedy pomożesz mu zejść- dokończył patrząc na czarnowłosą.
- Ale ja nie mogę mam mini.- chłopacy spojrzeli na krótkie spódniczki mundurków szkolnych.
- OK. Zmiana planu.- Xavier westchnął- Podsadzimy Bryca.
- Przestańcie gadać i mnie ściągnijcie!
- Cicho bądź ,bo cię tam zostawimy!- postąpili według planu i wszystko skończyłoby się dobrze gdyby Digory nie spanikował i nie zrzucił siebie i Bryca z drzewa. Na szczęście wylądowali na Claudzie co temu ostatniemu nie bardzo się spodobało.
- Złaźcie! Ale już! Co ja poduszka żeby się na mnie kłaść?
- Już,już!- Digory zerwał się jak oparzony i stanął prosto na ręce czerwonowłosego. Claude jednym susem znalazł się za Emily.
- Nawet nie próbuj do mnie podchodzić.- wycelował oskarżycielsko palec w chłopaka w okularach a potem rozmasował obolałą rękę.
- Skoro kryzys zażegnany to może nam powiecie, o co wtedy chodziło?- powiedziała Nina.
- Już wam mówiliśmy że to nic takiego.
- Ale...- zaczęła Emily, zamilkła jednak bo znikąd pojawiła się czarna mgła a po chwili znikła tak samo jak się pojawiła.
 - Eee... udajemy że tego nie widziałyśmy dobra?- powiedziała Nina.
- Zniknęli!- krzyknęła Alison.
- Kto!? Gdzie!?- Digory nie powrócił jeszcze do normalnego stanu po upadku z drzewa.
- Alison to jest trochę dziwne...- Isabelle odezwała się jakoś tak nie po swojemu.
- Uznajmy że to chwilowa anomalia pogodowa.- powiedziała Nina.
- Słusznie. Zastanowimy się nad tym później a teraz idziemy do sklepu. Miałyśmy przecież świętować dostanie się do drużyny.- rzuciła Emily i cała czwórka ruszyła w stronę domu Niny ,żegnając się z Digorym.

***
Śledził ją od samego rana a ona jak na złość nie odłączyła się ani razu od przyjaciółek. Złamała mu serce nie mógł myśleć o niczym innym niż o zemście. 'Ona jeszcze do mnie wróci i zapłaci za to co mi zrobiła' powtarzał jak mantrę. Szedł za nimi aż do domu Niny, schował się w cieniu drzewa i patrzył jak wchodziły do środka.
- Jeszcze wrócisz kochanie... już niedługo- powiedział pod nosem. Nina ostatni raz przyglądnęła się ulicy zanim zamknęła drzwi. W chłodny wrześniowy dzień była ona opustoszała, oprócz sylwetki chłopaka oddalającej się pośpiesznie nie było tam nikogo.


*** 
Dziewczyny weszły do kuchni i od razu zaczęły wyciągać składniki na ciasto. Postawiły na środku stołu wielką michę.
- Świetnie, skoro mamy wszystko to bierzmy się do roboty.- powiedziała Alison.
- Łiii! Ciasto!- wykrzyknęła Isabelle. Alison wsypała do miski mąkę i dodała jajka.
- Nie mamy cukru.- powiedziała Emily.
- W takim razie chodź, pójdziemy do sklepu- odpowiedziała Nina po czym będąc już w drzwiach dodała- Alison pilnuj Isabelle!
- Postaram się!- odkrzyknęła dziewczyna- Teraz powinnyśmy dodać cukier waniliowy. Ja po niego pójdę a ty tu zostań i nic nie ruszaj.
- Chyba nie dałyśmy jeszcze cukru.- mruknęła Isabelle pod nosem gdy czarnowłosa poszła. Otworzyła szafkę i wyciągnęła paczkę cukru ( a przynajmniej tak się jej wydawało). 'Ciekawe ile powinnam tego wsypać'. ' A co tam'- pomyślała i wsypała całą paczkę. Po chwili wróciła Alison i rozmieszała ciasto. W międzyczasie do kuchni weszły dwie pozostałe dziewczyny z cukrem.
- Isabelle wsyp cukier a my pójdziemy na chwilę na górę.- powiedziała Emily. Niebieskooka zastosowała się do polecenia i wsypała pół paczki cukru.
- Isabelle możesz tu na chwilę przyjść!?- dobiegło ją wołanie z piętra.
- Idę!- odpowiedziała i wbiegła po schodach. Do kuchni weszła Alison i myśląc że brakuje jeszcze cukru wsypała kolejne pół paczki. Niechcący strąciła wazon z kwiatami i poszła po mop. Na dół zeszła Nina zaniepokojona hałasem, zauważyła wazon po czym myśląc że nie dodały jajek, dołożyła resztę która została w opakowaniu a potem poszła do salonu by przynieść stare zdjęcia. Tymczasem w kuchni pojawiła się Emily w poszukiwaniu Niny i myśląc że brakuje mąki wsypała całą paczkę. Właśnie w tej chwili wróciła Alison z mopem i potrąciła nim niechcący butelkę z mlekiem. Butelkę udało się uratować, gorzej z zawartością która znalazła się w całości w misce z ciastem. W końcu w kuchni zebrały się wszystkie dziewczyny i wstawiły ciasto do piekarnika. Poszły do pokoju Niny ale po chwili wróciły zaalarmowane odgłosami z parteru. Gdy zobaczyły stan kuchni stanęły jak wryte. Z piekarnika wylewała się bulgocząca masa która rozpływała się równomiernie w każdą stronę.
- Hmm... Nina masz może jakąś ściereczkę?- powiedziała Emily.
- To ja może pójdę po ten mop...- dodała Alison.
- Isabelle czy ty na pewno czegoś nie dosypałaś?- spytała się Nina. Emily tymczasem podeszła do ciasta leżącego na podłodze i włożyła w nie rękę a gdy chciała wstać stwierdziła że to niemożliwe bo się przykleiła. Próbując się odkleić niechcący włożyła w lepką masę drugą rękę. Postanowiła nic więcej nie robić żeby nie pogorszyć sprawy.
- Może mi ktoś pomóc?- odwróciła głowę w stronę koleżanek.
- Ja dodałam tylko cukier.- powiedziała Isabelle wyciągając przed siebie na dowód pustą paczkę.
- Pokaż mi to.- powiedziała Nina- No tak i wszystko jasne. To jest klej w proszku.
- Przecież nie ma czegoś takiego jak klej w proszku.- odezwała się Emily.
- To jest Japonia ,oni tu mają wszystko.- rzuciła Nina.
- Ale po co ci klej w proszku?- zapytała się Isabelle.
- Nawet nie wiedziałam że to coś tu leży.
- Dobra to może weźmiemy się za sprzątanie?- powiedziała Alison.
- Świetny pomysł- powiedziała Emily- tylko może mnie najpierw odkleicie?- dziewczynom po pewnym czasie udało się jednak odkleić ciasto od koleżanki a potem już wszystkim razem doprowadzić kuchnię do stanu używalności. Zrezygnowały z pieczenia kolejnego ciasta w obawie przed kolejną katastrofą i po prostu kupiły słodkości w pobliskim sklepie. Zadowolone siedziały w pokoju Niny i rozmawiały o dzisiejszym dniu.
- Musimy zadźwonić do Borysa.- powiedziała Alison.
- Tak. Powinien wiedzieć że on tu jest.- odpowiedziała Emily. Po tych słowach Isabelle wyciągnęła telefon i wybrała numer do kolegi z Polski.
- Halo.- usłyszały w słuchawce.
- Borys on tu jest.- powiedziała Isabelle
- Kto!? Gdzie!?- wykrzyknął chłopak a dziewczyny wiedziały z doświadczenia że ich roztargniony przyjaciel kręci w tej chwili głową na boki wypatrując zagrożenia.
- Nie tam głąbie, tylko tu.- Isabelle przewróciła teatralnie oczami.
- Aha... było tak mówić od razu. Ale kto?
- Rey Dark.
- ŻE CO!? Co on tam robi?
- Tego nie wiemy ale trzeba na niego uważać.
- Tak... uważajcie na siebie OK? Wymyślimy coś z resztą. Tylko nie zróbcie niczego głupiego i nie władujcie się znowu w kłopoty.
- Co nie, nie lepiej nic nie wymyślajcie bo znając was to się źle skończy.
- Skontaktujcie się z nami w razie kłopotów, myślę że nie będzie aż tak tragicznie z tym wymyślaniem. Zadzwonię później teraz muszę kończyć. Cześć.
- Dobra ale ...- zaczęła Isabelle ale zrezygnowała bo Borys i tak się już rozłączył. Posiedziały jeszcze chwilę rozważając skąd wziął się tu Dark i co tu robi. Po pewnej chwili usłyszały hałasy z dołu. Zeszły na dół i gdy dochodziły już do źródła hałasu zgasło światło. Nina zbiegła do piwnicy sprawdzić korki i po paru minutach żarówki zaświeciły się ponownie. W tym czasie Alison podchodziła w stronę rozbebeszonego ciasta leżącego na stole. Zauważyła coś tłustego co poruszało się w nim i pisnęła. Chwyciła mop stojący obok i zaczęła okładać nim to coś.
- A masz! A masz!- odsunęła się na bok i patrzyła z obrzydzeniem na szarą masę w cieście. Włochate coś poruszyło się i zeskoczyło na podłogę a czarnowłosa pisnęła i wskoczyła na krzesło. Isabelle ruszyła żeby to coś złapać.
- Isabelle! Znowu ten twój obleśny szczur!- wykrzyknęła zdenerwowana Alison, patrząc na podłogę wysmarowaną kremem z ciasta.
- Oh! Wolfa! Nic ci nie jest? Ciocia Alison nic ci nie zrobiła?- dziewczynie udało się w końcu dopaść swojego pupila i teraz przyglądała mu się z obawą. Po chwili stwierdziła że wszystko jest w porządku i spojrzała na Alison morderczym wzorkiem.
- Mogłaś ją zabić!
- Wrr... i dobrze jej tak. Nie moja wina że znowu ci uciekła. Poza tym zjadła nam nasze ciasto.
- Niech ci będzie... ale jeszcze raz uderzysz ją czymkolwiek to źle się dla ciebie skończy.- powiedziała w stronę Alison a potem nachyliła się nad swoją szczurzycą i pogłaskała ją po łepku- Najadłaś się prawda? Dobre ciasto?- pozostałe dziewczyny posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Znowu się zaczyna... a ty się jeszcze cieszysz.- powiedziała Nina.
- Nie możesz jej zamknąć w jakiejś klatce?- rzuciła Emily idąc po mop który Alison rzuciła pod ścianę.
- Ale ja ją zawsze zamykam w klatce i to na kłódkę. Tylko nie wiem w jaki sposób za każdym razem z niej wychodzi.- powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Isabelle. Jej szczur wiele razy był znajdowany w dziwnych miejscach takich jak plecak Niny, szatnia od wf czy garnek z żurkiem babci Firanki. Pewnego razu w niewytłumaczalny sposób szara szczurzyca przewędrowała z farmy rodziców Isabelle na stadion oddalony o 50 km i narobiła zamieszania podczas meczu.
- To ja pójdę ją odciaszczyć a wy tu posprzątajcie.- powiedziała Isabelle i poszła do łazienki. Pozostałe dziewczyny cicho westchnęły i zabrały się do sprzątania po raz kolejny tego dnia. Kiedy doczyściły podłogę i blat w czwórkę udały się do góry. Wieczór spędziły na rozmowie o szkole, drużynie, planach Reya Darka oraz dziwnym zniknięciu ich nowych kolegów. W końcu zmęczone usnęły tam gdzie siedziały. Natomiast Wolfa znowu gdzieś zniknęła ale przyjaciółki już tego nie zauważyły.
Zapowiedzi!
Zaczyna się Turniej Strefy Footballu! Czy dziewczynom uda się zgrać z nową drużyną? Kto będzie ich pierwszym przeciwnikiem? Jakie plany ma Rey Dark? Oraz dlaczego Nathan znów oberwie od Isabelle? Odpowiedzi na te wszystkie pytania pojawią się w następnym rozdziale!